Miało być pięknie. Klimatyczna restauracja, smaczne menu, pełno gości. Jednym słowem sukces. I spełnienie marzeń. I… klops! Nie na talerzu bynajmniej. Okazuje się, że oszczędności życia mogą przepaść raz na zawsze. Właścicielom restauracji potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Wtedy pojawia się ONA. Symbol sukcesu w tej branży - Magda Gessler. Czy zdoła zaledwie przez cztery dni wyciągnąć upadający lokal z tarapatów?
Miało być pięknie. Klimatyczna restauracja, smaczne menu, pełno gości. Jednym słowem sukces. I spełnienie marzeń. I… klops! Nie na talerzu bynajmniej. Okazuje się, że oszczędności życia mogą przepaść raz na zawsze. Właścicielom restauracji potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Wtedy pojawia się ONA. Symbol sukcesu w tej branży - Magda Gessler. Czy zdoła zaledwie przez cztery dni wyciągnąć upadający lokal z tarapatów?
Miało być pięknie. Klimatyczna restauracja, smaczne menu, pełno gości. Jednym słowem sukces. I spełnienie marzeń. I… klops! Nie na talerzu bynajmniej. Okazuje się, że oszczędności życia mogą przepaść raz na zawsze. Właścicielom restauracji potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Wtedy pojawia się ONA. Symbol sukcesu w tej branży - Magda Gessler. Czy zdoła zaledwie przez cztery dni wyciągnąć upadający lokal z tarapatów?
Restauracja "Impuls" w Łodzi jest w opłakanym stanie. Właściciele potrzebują pomocy. Atmosfera tego miejsca jest nie do zniesienia. Czy ktoś się tu w ogóle lubi? Tu trzeba wszystko zmienić. Czy do tej restauracji zaczną znowu zaglądać goście? Czy dania będą im smakowały? Przed Magdą Gessler stoi wielkie wyzwanie.
Restauracja w Poznaniu potrzebuje natychmiastowej pomocy. Grecka tawerna świeci pustkami. Dramatyczna sytuacja finansowa sprawia, że relacje małżeńskie właścicieli aż kipią od nadmiaru temperamentu. Ten Grek i ta Polka to mieszanka wybuchowa. W środek tego wulkanu wkracza Magda Gessler. Jest jedynym ratunkiem dla zrozpaczonych właścicieli, ale z prawdziwym Grekiem nie będzie łatwo. Zapowiada się wojna polsko-grecka. Czy ta międzynarodowa walka zakończy się pokojem? Czy Magda Gessler uratuje tę restaurację?
Młodzi właściciele restauracji "U Zosi" poprosili Magdę Gessler o pomoc. Przeprowadzony dwa lata temu remont zmienił wysłużoną polską jadłodajnię we włoską restaurację. Jednak kosztowne zmiany nie przyniosły zysku. Magda Gessler przyjechała na zaproszenie młodych, ale czy to oni potrzebują pomocy? Jaką rewolucję wprowadzi tu energiczna restauratorka? Czy zmiany zadowolą wszystkich? Zapraszamy na odcinek programu "Kuchenne rewolucje".
Włoska restauracja w Warszawie - Grande Azurro. Właściciel jest tu rzadkim gościem, dlatego nie ma pojęcia, co dzieje się w jego lokalu. Nawet menedżerka nie może go nakłonić do pojawienia się w pracy. Pracownicy buntują się i rezygnują z pracy. Czy załoga potrafi poważnie podejść do kuchennej rewolucji? Pomoc tej restauracji nie będzie łatwym zadaniem dla Magdy Gessler.
Restauracja Pod Żaglami w Olsztynie znalazła się w trudnej sytuacji. Nie wiadomo dlaczego, ale od miesięcy sala restauracyjna świeci pustkami. Właściciel nie jest w stanie myśleć o ratowaniu restauracji, bo sam ma poważny problem. Dodatkowo załoga zachowuje się tak, jakby nikomu na niczym nie zależało. Na zmianę milczą i wpadają w histerię.
Niedawno otwarta restauracja serwująca amerykańską kuchnię pilnie potrzebuje pomysłu na zaistnienie na mapie gastronomicznej Lublina. Burgery i frytki są tu jedynie szybkim obiadem dla studentów z zagranicy i nie zasłużą na pochwałę wytrawnego podniebienia. Dociekanie, co jest powodem złej kuchni przyniesie w rezultacie przykre odkrycia i smutne wnioski. Niewiedza to raz, lenistwo to dwa. Nie tędy droga do sukcesu. Czy właściciele bez doświadczenia i młoda załoga dadzą radę przetrwać kuchenną rewolucję Magdy Gessler?
W kolejnej restauracji Magda Gessler musi zmierzyć się z kuchnią pozbawioną smaku. I bardzo szybko znajduje przyczyny takiego stanu rzeczy. Jednak załoga lokalu nie zamierza się poddawać i w nocy odzyskuje wyrzucone przez Magdę Gessler produkty. Ale to nie koniec kłopotów. Kiedy pomysł ubrania załogi w stroje ludowe spotyka się z ostrym sprzeciwem, czas na wycisk przy... gotowaniu.
Restauracja "Incognito" w Mrozach, to kolejne miejsce, którego właściciele proszą o pomoc Magdę Gessler. Pustki i nuda bywają tutaj tak wielkie, że długimi czasy lokal jest po prostu zamknięty. A wciąż może być gorzej, bo wizyta klientów bywa tu zagrożeniem dla życia i zdrowia personelu. Rewolucja jest nieunikniona. Tylko czy właściciele są na nią przygotowani? Zapraszamy na odcinek programu "Kuchenne rewolucje".
Na warszawskim Starym Mieście znajduje się restauracja, która potrzebuje natychmiastowej pomocy. W środku czyha wiele niebezpieczeństw. Takiego wyzwania jeszcze w tym programie nie było. Magda Gessler musi zmierzyć się z polsko-ukraińsko-wietnamskim tyglem. Pracownikom lokalu nie jest łatwo się porozumieć. W dodatku jak tu pracować, skoro lenistwo zwycięża? Gdy wreszcie uda się zmobilizować pracowników, jest ciężko i parno jak przed burzą. Czy Magda Gesller wytrwa i tym razem?
Właściciele restauracji "Zamkowa" w Toruniu od miesięcy biją głowami w mur. A przecież dzięki znakomitemu położeniu, klientów mają na wyciągnięcie ręki. Aby wypełnić świecące pustką sale, potrzebna jest pomoc Magdy Gessler. Śmierdząca wykładzina, na pewno nie zachęci gości. Ale restauracja ma problemy nie tylko z powodu zapachu. Magda Gessler będzie musiała rozprawić się z zamkowymi upiorami oraz oporem właścicieli. Zapraszamy na odcinek programu "Kuchenne rewolucje".
W uroczej miejscowości Słońsk, w samym sercu Parku Narodowego Ujście Warty, stoi Restauracja Słowiańska. Ale ze staropolską tradycją wspólną ma jedynie nazwę. Wszystkie potrawy powstają bowiem z... proszku! To kolejne wyzwanie, przed którym staje Magda Gessler. W tym lokalu kucharki do perfekcji opanowały sztukę rozpuszczania chemicznego proszku w wodzie. I chyba nie są gotowe na jakiekolwiek zmiany. Sporadycznie pojawiają się tu turyści zza Odry. Aktualnie jednak restauracja świeci pustkami a jedynymi klientami są ci, którzy wpadają tu na przysłowiową "setkę". Czy słynnej Magdzie Gessler wystarczą cztery dni na postawienie Słowniańskiej na nogi? Czas się przekonać.
Magda Gessler trafia do restauracji "Zamkowej", gdzie królują mrożonki. Nieudolna kuchnia to największy problem. Żeby go uleczyć trzeba zacząć od personelu. Reakcje Magdy Gessler bywają emocjonalne. Potrafi zbesztać i "ochrzanić" nie przebierając w słowach. Ale czy na personelu Świdwińskiej "Zamkowej" zrobi to jakiekolwiek wrażenie? UWAGA drastyczne!!!
Zamiast góralskiego jadła serwowany jest brud, smród i ubóstwo. Śmierdzi kocią chucią i psem. Wszystko się tu lepi i nie ma czym oddychać. Jesteśmy w góralskiej restauracji "Horolna" w okolicach Żywca. To, co Magda tam zastała, naprawdę ją zmroziło. Czy uda się jej doprowadzić lokal do dawnej świetności sprzed dwudziestu lat? Zobaczcie już w tym odcinku "Kuchennych rewolucji".
Smaczna kuchnia, świetna lokalizacja w samym środku rynku, a z drugiej strony ciemno, duszno i mroczno. Legendarna restauracja Czarcia Łapa w Lublinie zdecydowanie nie radzi sobie na rynku. Znają ją tutaj prawie wszyscy, lecz odwiedza mało kto. Może więc diabeł tkwi w szczegółach. A może widmu bankructwa winne są zbyt niskie ceny? Za dużo tu kłótni i urażonych ambicji. Zarządzanie i marketing to pojęcia, które w Czarciej Łapie trzeba przemyśleć szczególnie uważnie. Czy pomoże Magda Gessler? Czy poradzi sobie z restauracją, która na własne życzenie pozbywa się gości? Zapraszamy!
W dzielnicy Gdańska Przymorzu, na dużym osiedlu mieszkaniowym mieści się restauracja węgierska „Czardasz”. Restauracja istnieje już od 50 lat i w PRL-u była słynna na cały Gdańsk – o czym dzisiaj przypominają już tylko entuzjastyczne wpisy sprzed dziesięcioleci w księdze pamiątkowej w licznych językach – polskim, rosyjskim czy angielskim! „Czardasz” może poszczycić się nawet medalem za krzewienie kultury węgierskiej i wkład w przyjaźń obu narodów… Tak było kiedyś, ale renoma „Czardasza” minęła jak i tamta epoka. Wnętrze „Czardasza” też wygląda trochę jak skład zapomnianych staroci. Do menu wkradły się pozycje zupełnie niewęgierskie, jak „sałatka caprese”, które jednak nie są w stanie przyciągnąć nowych gości. Podobnie jak młoda i ambitna szefowa kuchni, która otwarcie przyznaje, że nie ma pojęcia o kuchni węgierskiej!
Na Mokotowie, przy jednej z głównych arterii Warszawy od lat mieści się niewielka gruzińska restauracja „Tibilisi”. Prowadziła ją Gruzinka, pani Zina, której wspaniała kuchnia sprawiła, że było to popularne miejsce na mapie Warszawy. Po śmierci pani Ziny prowadzeniem „Tibilisi” zajęły się jej trzy córki. Jednak każda z nich obarczona innymi obowiązkami, nie jest w stanie poświęcić się restauracji, jak ich matka. Goście szybko odczuli brak zaangażowania właścicielek - w restauracji zaczęło brakować wszystkiego, a na forach internetowych zaczęły pojawiać się niepochlebne wpisy, o tym, że nie ma większości potraw w karcie, że czas oczekiwania na jedzenie jest długi, a lokal jest otwierany o różnych porach! Pełne do tej pory „Tibilisi” świeci pustkami, ale choć przyczyny porażki wydają się być oczywiste, siostry same nie potrafią wyjść z impasu. Zachęcone sukcesem jaki po „Kuchennych rewolucjach odniosła już inna gruzińska restauracja, postanawiają poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Restauracja i pizzeria „God father” położona opodal katowickiego „Spodka” wydawała się być świetnym interesem. Tak ją właśnie zarekomendowano Krzyśkowi – DJ’owi z Krakowa. Jego żona, Karolina, zawsze chciała mieć restaurację, więc kupili ten lokal „z dobrodziejstwem inwentarza”, czyli całym zespołem, menu, wystrojem wnętrza. Jedyną zmianą, którą wprowadzili nowi właściciele była kosmetyczna zmiana nazwy z „God father” na „Good father”. Ponieważ oboje nie mieli doświadczenia w prowadzeniu restauracji, całkowicie zawierzyli pracownikom, sami tylko przyjeżdżali z Krakowa raz na jakiś czas. Na efekty takiego postępowania nie musieli długo czekać – restauracja szybko przestała być dochodowym interesem, a zaczęła być problemem. Nie pomogło zatrudnienie menadżerki, bo kucharze nie liczą się z jej zdaniem. Pojawiły się za to konflikty w zespole, których Krzysiek i Karolina, zaprzyjaźnieni ze swoimi pracownikami, nie potrafią rozwiązać. Zdesperowani proszą o pomoc Magdę Gessler!
Karol otwarcie przyznaje, że lubi jedzenie typu „fast food” i można powiedzieć, że zna się na tym świetnie, ponieważ za granicą pracował w tego typu restauracjach. Kiedy wrócił do Polski razem ze swoją dziewczyną Agnieszką, postanowili spełnić marzenie o własnej restauracji i otworzyli bar „Charlie’s” w Nowym Dworze Mazowieckim. Oczywiście bar Karola i Agnieszki miał być fast foodem z prawdziwymi burgerami, stekami z frytkami i tortillami. Pomysł na taki lokal okazał się strzałem w dziesiątkę – w dniu otwarcia bar wypełniły prawdziwe tłumy gości, a kolejka czekających na wejście zajmowała chodnik przed restauracją! Niestety, nikt w "Charlie’s" nie był przygotowany na pełną salę – na hamburgera goście czekali godzinami, a smak jedzenia zapewne pozostawiał wiele do życzenia, skoro po tak spektakularnym otwarciu goście zaczęli omijać „Charlie’s”. Właściciele po pierwszej porażce nie potrafią tego zmienić wizerunku restauracji. Trudna sytuacja finansowa odbija się też na związku Agnieszki i Karola, którzy wzajemnie oskarżają się o przyczyny porażki „Charlie’s”. W takiej sytuacji ostatnią deską ratunku wydaje się być Magda Gessler.
Brenna to malownicza, ale niewielka górska miejscowość położona w województwie śląskim, w której od lat turyści i miejscowi mogli posilić się w karczmie „U kuma”. Karczma była własnością rodziców Filipa, który jednak swojej przyszłości nie zamierzał wiązać z gastronomią i wyprowadził się do dużego miasta. Życie jednak miało wobec niego inne plany. Kiedy Filip poznał Łukasza – ambitnego kucharza, a jego tata postanowił wycofać się z prowadzenia karczmy, zdecydował się na powrót w rodzinne strony. Razem z Łukaszem pełni zapału własnymi siłami odremontowali wnętrze, wprowadzili nowe menu oraz zmienili nazwę na „Karczma Górecka”, ponieważ Karczma „U Kuma” miała bardzo złą opinię. Niestety zapał i siły szybko się wyczerpały, bo przyszedł sezon, ale nie głodni goście, co oczywiście oznacza problemy finansowe. Sytuacja stała się bardzo trudna, bo pieniędzy brakuje już na wypłaty dla pracowników. Filip ratując budżet, zaczął oszczędzać na zakupach, co budzi sprzeciw kucharza, czyli Łukasza. W karczmie pomaga mama Filipa, która wie, że jeśli restauracja upadnie, to jej syna i Łukasza nic nie zatrzyma w Brennej i obaj wrócą do Katowic, a ona nie chce się z nimi rozstawać. Czy Magdzie Gessler uda się znaleźć sposób na naprawę „Karczmy góreckiej”? Czy w małej Brennej duża restauracja ma szansę na przetrwanie?
Restauracja „Gusto” specjalizująca się we włoskiej kuchni, położona jest w środku dużego osiedla mieszkaniowego w podwarszawskim Piasecznie. Teoretycznie powinna być skazana na sukces. Potencjalnych klientów ma tysiące, właścicielem jest doświadczony restaurator i kucharz Zbyszek, któremu pomaga żona Lilianna, a i włoskie potrawy mają w Polsce wielu zwolenników. Mimo to restauracja świeci pustkami, a potencjalny „złoty interes” okazał się być finansową porażką. Pan Zbyszek jest przekonany, że kuchnię ma dobrą, używa przecież najlepszych składników, tylko goście mają mało wyrobiony smak i wolą „słoiki od rodziców". Jego zdaniem odstrasza ich być może również zbyt elegancki wygląd lokalu. Żeby zachęcić okolicznych mieszkańców wprowadził tanie zestawy obiadowe, ale i to nie zadziałało. Właściciel czuje się sfrustrowany, a to zdaniem jego żony i pracowników tylko pogarsza sytuację, bo przecież nikt nie będzie chciał spędzać czasu w miejscu, w którym nerwowość szefa prowadzi do spięć i kłótni. On sam przyznaje, że „osiedle go wykończyło”. Jak przekonać okolicznych mieszkańców, żeby zaczęli odwiedzać „Gusto”? Co zrobić, żeby rozgoryczony właściciel polubił własną restaurację i swoich gości? To będzie trudne zadanie, nawet dla Magdy Gessler.
W Piotrkowie Trybunalskim przy rynku, czyli w centrum życia towarzyskiego miasta, mieści się restauracja „U Dunina”. Jest to restauracja z tradycją - w PRL-u lokal cieszył się prawdziwą renomą. Bywało, że przed restauracją stały kolejki gości czekających na wejście. Obecną właścicielką restauracji jest Maja. Dostała ją w prezencie od teściów, którzy prowadzili ją z powodzeniem przez kilka lat. Niestety odkąd w restauracji rządy przejęła Maja, „U Dunina” jest coraz gorzej. Chociaż inne restauracje położone przy piotrkowskim rynku pełne są gości, do niej prawie nikt nie zagląda. Maja nie ma pomysłu ani energii na naprawienie sytuacji. Gości na pewno nie zachęca stary wystrój wnętrza, który został po teściach nowej właścicielki. W karcie dań też próżno szukać nowości. Króluje kotlet schabowy, golonka, polędwiczki wieprzowe i oczywiście placki ziemniaczane. Poza brakiem nowej koncepcji na restaurację, Maja nie wie też, jak zmienić swoje relacje z pracownikami. Zanim stała się szefową i właścicielką, wcześniej była po prostu zatrudniona w restauracji przez teścia. Dlatego teraz dla swojego personelu jest bardziej koleżanką niż szefową. A jest to na tyle poważny problem, że sami pracownicy przyznają, że bardziej przydałaby się im szefowa, która wie jak zorganizować pracę i czego wymagać, niż koleżanka. Dlatego wszyscy zgadzają się, że jedyną osoba, która zaprowadzi prawdziwy porządek i zmiany jest Magda Gessler. Ale czy słynna restauratorka poradzi sobie z właścicielką, która nie ma pomysłu na siebie i otwarcie przyznaje, że już się wypaliła?
Restaurację z winiarnią Berhida w Sanoku otworzyło małżeństwo Ania i Daniel. Mieli problemy finansowe, więc Berhida miała być ratunkiem oraz pewnym źródłem dochodu. A jednak ich plany spaliły na panewce- winiarnia okazała finansową porażką, ponieważ tak wyczekiwane tłumy gości omijały to miejsce. Właściciele zredukowali menu, winiarnia stała się pizzerią, ale kiedy i pizza nie znalazła w Sanoku zwolenników, ograniczyli się do domowych obiadów gotowanych przez panią Anię i pierogów, które wyrabia jedyna zatrudniona tam kucharka. Niestety, jedynym entuzjastą kuchni pani Ani jest jej mąż Daniel. Innych amatorów obiadów pani Ani brak, bo restauracja świeci pustką. Zdesperowani właściciele postanowili wezwać na pomoc Magdę Gessler. Ale czy można pomóc panu Danielowi, który jak lew broni kuchni swojej żony i nie przyjmuje słów krytyki słynnej restauratorki? A Magda Gessler, która wie już chyba wszystko o najgorszych restauracjach będzie zaskoczona sposobem wykorzystania gałki muszkatołowej oraz tym, co podano jej jako „cynaderki”. Czy to możliwe, żeby rewolucja w Sanoku zakończyła się sukcesem?
Restaurację „Dymarka” od 6 lat prowadzi tróje przyjaciół i wspólników: Anastazja, Waldek i Robert, ale historia tego lokalu sięga czasów PRL-u, kiedy to „Dymarka” była najlepszym lokalem w okolicy. Niestety, nowi właściciele przejęli restaurację i przylegający do niej hotel, w okresie, w którym jego reputacja została mocno nadszarpnięta, ponieważ przez pewien czas mieściła się tam agencja towarzyska. Dlatego nieliczni goście wciąż zastanawiają się nad pochodzeniem nazwy „Dymarka”. Choć znaczenie tego słowa jest zupełnie niewinne i związane z regionem - oznacza prymitywny piec hutniczy, wielu doszukuję się w nim ukrytego podtekstu. Zła opinia to nie jedyny problem tej restauracji, ponieważ Anastazja i Robert otwarcie przyznają, że nie mają serca do tego biznesu, a Waldek, który podobno pracuje „w gastronomii” od 16. roku życia, nie lubi jeść i toleruje smak zaledwie kilku prostych potraw. Z tego powodu menu „Dymarki” niczym szczególnym się nie wyróżnia – karkówka, placki ziemniaczane, barszcz, czy kurze żołądki ze szpinakiem, nie przyciągają głodnych gości. Tym razem Magda Gessler będzie musiała, nie tylko zmienić wystrój i menu, ale pokazać właścicielom, co znaczy bycie restauratorem i rozbudzić w nich ciekawość smaku, chociaż oni wcale nie są nim zainteresowani. Tylko, czy to w ogóle będzie możliwe?
Robert, z wykształcenia psycholog i ekonomista, zajmował się prowadzeniem szkoleń psycho-edukacyjnych. Swoje doświadczenie zawodowe postanowił wykorzystać we własnej restauracji o zabawnej nazwie „Boczek i spółka”. Jak sam twierdzi zależało mu na spójnej koncepcji, dlatego w restauracji „Boczek i spółka”, gości wita rysunek zabawnej świnki, w lawendowym wnętrzu nawiązującym podobno do stylu Magdy Gessler (!) specjalnością zakładu jest… pizza. W dodatku pizza nie byle jaka, ponieważ w karcie reklamowana jest jako danie dietetyczne! W ramach spójności koncepcji każde z dań ma rymowaną nazwę np.: jest pizza „Ildefonsa co z gyrosem pląsa” albo makaron „Boczek świruje, świderki serwuje”, a ściany zdobią cytaty z samej Magdy Gessler. Niestety w tak przemyślanej starannie koncepcji restauracji Robert zagubił gdzieś najważniejszy element – brakuje gości, którzy pojawiają się tu nieczęsto. W dodatku pracownicy Roberta też zaczynają tracić, ku rozpaczy szefa, spójność zespołu. Wobec braku gości, którymi mogliby się zająć, zajmują się kłótniami między sobą. Szefowa kuchni nie znosi pizzermana, a pizzerman bardzo lubi kelnerkę, którą doprowadza do wściekłości. Bezradny właściciel - psycholog sam przyznaje, że „nie ma zespołu tylko grupę ludzi” i potrzebuje samej Magdy Gessler, która będzie mogła ocenić, czy z tymi ludźmi można stworzyć restaurację. Pytanie jednak brzmi: jak Magda Gessler oceni właściciela jako szefa? I czy przy takim szefie, który ma podręcznikową teorię na każdy problem pojawiający się w jego restauracji, słynna restauratorka zdoła stworzyć sprawnie działający zespół i pyszną restaurację?
Pan Marian przez lata prowadził bar piwny, jednak marzyła mu się restauracja. Dlatego zdecydował się na przejęcie podupadłego lokalu na piętrze pawilonu handlowego w Bielsku-Białej. Restauracja „Relaks” kilkadziesiąt lat temu była dancingiem, ale wraz z upadkiem poprzedniej epoki została zdegradowana do baru odwiedzanego głównie przez osoby spragnione tzw. napojów wyskokowych. Zmienić opinię miejsca, które od lat kojarzy się z pospolitą knajpą jest bardzo trudno, a pana Mariana nie stać na wielkie inwestycje. W dodatku w karcie dań są znane wszystkim pierogi, golonka, barszcz z krokietem, a na najbardziej głodnych gości czeka specjalność zakładu – „korytko relaksujące”, w skład którego wchodzą żeberka wieprzowe, golonka i inne równie "lekkostrawne" mięsiwa nieznajdujące amatorów. Panu Marianowi pomaga siostra Iwona oraz wspiera go córka Kinga. Ale na nic starania wszystkich – sytuacja „Relaksu” jest naprawdę opłakana, dlatego jedyną nadzieją jest pomoc Magdy Gessler. Niestety, przed przyjazdem słynnej restauratorki, zwolnili się kucharze i kelnerka. Świadomi dramatycznego stanu zapuszczonej kuchni, woleli rezygnację z pracy, niż konfrontację przed kamerami telewizyjnymi. Gorzej chyba być nie może! Czy Magda Gessler będzie w stanie naprawić taką restaurację?
Gubin to niewielka miejscowość przy granicy polsko-niemieckiej. Beata prowadziła tam sklep odzieżowy z ubraniami z Chin. Jednak 9 lat temu tego rodzaju biznes przestał się opłacać, więc zdecydowała się otworzyć restaurację. Chociaż nie miała doświadczenia w gastronomii uznała optymistycznie, że to jest świetny pomysł na dochodowy interes. Liczyła na klientów z Niemiec często robiących zakupy w Gubinie oraz na organizację styp, bo jej „Gospoda” mieści się sąsiedztwie cmentarza. Beata wszystkiego o prowadzeniu restauracji musiała nauczyć się od początku i być może restauracja upadłaby bardzo szybko, gdyby nie kucharka, którą miała szczęście zatrudnić. Elżbieta nie tylko świetnie gotowała, ale organizowała pracę całej restauracji, a z czasem została również przyjaciółką Beaty. Niestety, dwa lata temu Elżbieta poważnie zachorowała i musiała zrezygnować z pracy. Beata nie zatrudniła nowej kucharki, tylko sama przejęła stery w kuchni, ale „Gospoda” zaczęła tracić klientów. Sytuacja restauracji robiła się coraz trudniejsza, a Beata coraz bardziej nerwowa. Pracownicy narzekają, że trudno się z nią porozumieć, spóźnia się, a w dodatku, choć to niesłychane, zdarza się, że szefowa w ogóle nie przychodzi do pracy i nie ma komu otworzyć restauracji! Oczywiście, specjalistką od sytuacji beznadziejnych jest Magda Gessler, ale nawet ona będzie mieć wątpliwości, czy „Gospodę” i jej właścicielkę da się zmienić!
Bistro „Obora” otworzył Waldek razem ze swoją życiową partnerką, Mariolą. Oboje nie mieli wcześniej żadnego doświadczenia w prowadzeniu gastronomii. Waldek kiedyś był pracownikiem transportu miejskiego, a potem oboje prowadzili sklep, ale teraz postanowili zainwestować w restaurację. Waldek sam wymyślił nazwę – „Obora”, nawiązującą do historii miejsca, bo bistro, jak i sąsiadujące z nim sklepy, mieszczą się w dawnych budynkach gospodarczych pobliskiego pałacu. Chociaż wszystko położone jest przy głównej drodze, a pod sklepami zawsze parkują samochody, niewiele osób tu jadało. „Domowe pierogi”, udka z kurczaka, flaki, pieczarkowa itp. specjały nie zachęcały okolicznych mieszkańców. Marsowa mina Waldka też raczej nie zachęca, a raczej zniechęca… On sam na sugestie, że powinien się do swoich gości uśmiechać, ma jedną odpowiedź, że „nie jest klaunem, a restauracja to nie cyrk”. Dlatego, żeby podreperować finanse w „Oborze” właściciele zdecydowali się serwować tanie obiady dnia po 14 złotych. Od tej pory w „Oborze” zaczęli regularnie pojawiać się robotnicy, którzy nie mają wygórowanych oczekiwań, co do atmosfery, chcą tylko szybko zjeść coś taniego. Niestety Waldka tacy goście drażnili, zwracał im uwagę, ze wchodzą do środka w zabłoconych butach i w dodatku nie odnoszą po sobie brudnych naczyń! Waldek narzeka na klientów, a na Waldka jego kucharki, przeciążone pracą i nie mogące liczyć na pomoc szefa nawet przy przesuwaniu ciężkich stołów i krzeseł. Tylko Mariola, jego partnerka ciągle go usprawiedliwia. Jaki pomysł tym razem będzie miała Magda Gessler i czy tym razem uda się jej zamienić to nieprzyjazne i odpychające miejsce w gwarną i smaczną restaurację? W trakcie rewolucji sama zwątpi w jej powodzenie!
Małżeństwo, Ania i Michał, wyjechali na wakacje do Hiszpanii, gdzie zauroczeni tym krajem spędzili... aż 10 lat! Michał pracował jako kucharz w hiszpańskich restauracjach, zdobywając wiedzę na temat tajników tamtejszej kuchni. Jak sam twierdzi, gotował w renomowanych restauracjach, a nawet miał zaszczyt gotować dla hiszpańskiego króla! Kiedy los sprowadził ich z powrotem do Polski, Michał razem z Agnieszką uznali, że otworzą własną restaurację z kuchnią hiszpańską w ich rodzinnej Łodzi. Michał pewny swojej wiedzy i doświadczenia uznał, że powodzenie mają gwarantowane, więc zainwestowali w to przedsięwzięcie wszystko, co mieli - tak powstało „El Toro”. Michał, układając kartę, doszedł jednak do wniosku, że dla łodzian hiszpańskie dania należy zmodyfikować, tzn.: nieco spolszczyć, żeby mogły trafić w polski smak. Najwyraźniej jednak jego kuchnia nie trafiła w ich gusta, ponieważ „El Toro” okazało się być nietrafioną inwestycją. Restauracja świeci pustkami, a właściciele zalegają już z czynszem i wypłatami dla pracowników. W dodatku nie potrafią znaleźć przyczyny swojego niepowodzenia i coraz częściej myślą o powrocie do Hiszpanii. Dlatego zdecydowali się poprosić o pomoc Magdę Gessler, specjalistkę od sytuacji beznadziejnych, która przecież sam mieszkała kilka lat w Hiszpanii. Niestety, okazało się, że podstawowe i proste hiszpańskie dania – np. tortilla, które zamówiła znana restauratorka – okazały się być niewypałem. Czy Magdzie Gessler uda się ocalić tę restaurację i wprowadzić tam prawdziwą, hiszpańską kuchnię oraz atmosferę?
Właścicielka „El Fuego”, Marzena, razem z rodziną mieszkała kilka lat na południ Europy, gdzie jedzenie posiłków w rodzinnych knajpkach jest czymś oczywistym. Wtedy to zamarzyła o posiadaniu własnej restauracji, którą po powrocie do Polski otworzyła 5 lat temu w Rąbieniu, w pobliżu willowej dzielnicy. Wymarzone „El Fuego” to oczywiście lokal rodzinny, gdzie Marzenie pomaga jej syn oraz siostra. Początki jak zwykle były entuzjastyczne – w końcu to realizowanie marzeń, więc przestronne wnętrza „El Fuego” Marzena urządzała sama. Chociaż nazwa oznacza „ogień” to wysokie wnętrze jest białe, częściowo urządzone stylizowanymi meblami, którym towarzyszą nowoczesne kanapy. Niestety interes idzie coraz gorzej. Pomimo tego, że ostatnio Marzenie udało się zatrudnić wreszcie dobrych kucharzy, prawdziwych pasjonatów swojego zawodu i to z 10-letnim doświadczeniem, wnętrza restauracji nie zapełniły się głodnymi gośćmi. Właścicielka sama nie wie, gdzie popełniła błąd i czuje się już zmęczona ciągłą walką o utrzymanie restauracji. Tym bardziej, że zarówno ona sama, jak i jej syn i siostra nie mają żadnego doświadczenia w gastronomii – ich pierwsza praca w tej branży to właśnie „El Fuego". Zatrudnieniu tam kucharze, problem widzą wyraźnie – restauracja jest źle zarządzana, a ich szefowa skupia się na sprawach syna i siostry, zamiast na restauracji. Tym razem Magda Gessler będzie miała naprawdę twardy orzech do zgryzienia, bo jak przekonać Marzenę, że w pracy musi zacząć polegać na profesjonalistach, a nie na ukochanej rodzinie?
Justyna wpadła na pomysł otwarcia własnej restauracji, ponieważ doszła do wniosku, że chce być niezależna i pracować na własny rachunek. Tak właśnie powstała w Wałbrzychu restauracja „Piekielna kuchnia”- dziecko Justyny, jak sama mówi o tym miejscu. Sama wymyśliła „piekielną” nazwę oraz logo z diabłem w tle, a także mroczny, czarno-pomarańczowy wystrój lokalu. Menu też jest pomysłem Justyny, a w nim kebab, pizza i… polska kuchnia. Włascicielka jest przekonana, że można u nich „naprawdę fajnie zjeść”, a jej restauracja jest świetnie prowadzonym lokalem, a jednak coś tam nie gra… Pracownicy uważają, że głównym problemem jest sama szefowa- uparta i despotyczna. Nie potrafi zorganizować pracy, kucharze mówią, że każdy tam jest od wszystkiego, a nikt nie wie, co powinien robić, a szefowa wprowadza do restauracji głównie zamieszanie i niepokój i nigdy nie słucha ich opinii. Justyna- zawsze z siebie zadowolona, przyznaje, że wyznaje zasadę kija i marchewki, chociaż słuchając jej pracowników, możnaby pomyśleć, że używa tylko kija. Co odkryje Magda Gessler w „Piekielnej kuchni”? Czy uda się jej naprawić restaurację, której właściciel uważa, że nie może sobie nic zarzucić? Jedno jest pewne, kiedy słynna restauratorka skonfrontuje się z tak upartą osobą jak Justyna w „Piekielnej kuchni” naprawdę zacznie wrzeć.
Szalotka to nieduża restauracja usytuowana niedaleko przejścia granicznego w Zgorzelcu. Właścicielką jest energiczna Marta, która stara się, aby Szalotka była oryginalną i wyróżniającą się restauracją. Pomysłów jak przyciągnąć gości Marta ma mnóstwo. Pierwszym z nich była ciekawa nazwa, czyli „Szalotka”. Marta prawie codziennie ma nowe propozycje dań dla szefa kuchni, ale samej szalotki jeszcze nie udało się jej wprowadzić do menu. Inspirowana programami kulinarnymi wymyśliła już dania „fit”, dania z mlekiem kokosowym, kuchnię hinduską na chrzciny oraz zupy kremy np. z zielonych szparagów, które pojawiają się w karcie obok swojskiej golonki czy pierogów. Szef kuchni czuje się przytłoczony ciągłymi zmianami w karcie. Według niego przypadkowe menu, nie jest najlepszą wizytówką dla restauracji, jednak niestety nie potrafi sprzeciwić się energicznej właścicielce restauracji, która po prostu musi „wtrącać się w gary”. Marta chciałaby inspirować swoich kucharzy do kreatywnego myślenia, ale pracownicy restauracji widzą w tym tylko chaos i brak organizacji. Co gorsza, restauracja świeci pustkami, nie przynosi dochodów, pojawiają się też zaległości w płatnościach. To bardzo niepokoi Norberta, życiowego partnera Marty, który uważa, że Marta zupełnie nie radzi sobie z zarządzaniem. Norbert prawie codziennie bywa w Szalotce, chociaż prowadzi własny bar w innym miejscu. Udziela Marcie rad jak powinna prowadzić swój biznes i uważa, że bezpieczniej byłoby, gdyby to on zarządzał "Szalotką". Martę to drażni, bo nie chce być „ubezwłasnowolniona” przez Norberta. Jego uwagi nie pomagają, a są przyczyną coraz to nowych konfliktów, które przenoszą się też na pracowników. Atmosfera w Szalotce jest co raz cięższa, problemów coraz więcej, a gości coraz mniej. Jak zaprowadzić porządek w Szalotce i pogodzić Martę i Norberta? Czy Magda Gessler będzie potrafiła dokonać cudu
Ania i Marcin oczarowani Czarnogórą, w której spędzili cudowne wakacje, po powrocie do rodzinnej Łodzi dowiedzieli się, że jest do przejęcia restauracja bałkańska – Montenegro (czyli Czarnogóra). Po wielkiej naradzie rodzinnej za aprobatą swoich rodziców podjęli decyzję i z ich pomocą odkupili Montenegro od jej pierwszego właściciela, Czarnogórca. Wraz z pierwszym właścicielem restaurację opuścił serbski kucharz, który niechętnie dzielił się swoją wiedzą z reszta kuchni. Niestety bardzo szybko restaurację opuścili również jej stali klienci. Ania sama przyznaje, że ludzie, którzy zaglądają do Montenegro, kiedy usłyszą, że aktualnymi właścicielami jest ona z Marcinem, wychodzą rozczarowani. W tej sytuacji restauracja przestała na siebie zarabiać, a problemy finansowe odebrały Marcinowi opuścił cały zapał do pracy. Widzi jego dziewczyna, którą to martwi i irytuje, zauważają to również pracownicy restauracji. Szefowa kuchni przyznaje, że właściciel nie postarał się o żadne szkolenie z kuchni bałkańskiej, nie można na nim polegać w sprawie zaopatrzenia, kelnerki wiedzą, że jak się coś zepsuje, to Marcin na pewno tego nie naprawi i muszą sobie radzić same. Potrawy straciły swój bałkański charakter, dodatkami do mięsa są głównie frytki i surówka z kapusty, a same kelnerki widzą, że dania, które podają w żaden sposób nie trzymają „poziomu restauracyjnego”. Dodatkowo gości straszy jeszcze przygnębiający wystrój, w którym dominuje ciemna i stara boazeria oraz zakurzone płaskorzeźby, a nowi właściciele nawet nie mają pomysłu, jak można by go zmienić. Magda Gessler będzie musiała obudzić w tym ponurym wnętrzu gorącą, bałkańską energię, ale to może być bardzo trudne, bo z Marcina trudno wykrzesać choć trochę zapału i temperamentu.
Zawoja to najdłuższa wieś w Polsce, malowniczo położona u stóp Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. Tak atrakcyjna turystycznie miejscowość wydaje się być idealnym miejscem gwarantującym sukces każdej restauracji. Tak też było na początku istnienia karczmy „Styrnol”, którą otworzył Witek, zapalony myśliwy. Piękna, drewniana karczma z regionalnym jedzeniem cieszyła się powodzeniem wśród gości. Jednak zmęczony nadmiarem obowiązków i brakiem czasu na własne życie Witek poczuł się wypalony. Dlatego w karczmie bywa co raz rzadziej, a czas woli spędzać na polowaniach. Jego żona Kasia zajęta własną pracą zawodową w „Styrnolu” również bywa tylko gościem. A kiedy kota nie ma, myszy harcują – w karczmie zapanował chaos. Na kuchni władzę przejęła kucharka, zwana „Szaloną Zośką”, która chociaż narzeka na przepracowanie, nie chce zaakceptować żadnego nowego kucharza. Każdy kto przychodzi do pracować razem z Szaloną Zośką, szybko zwalnia się z pracy. Reszta pracowników przyznaje, że kucharka ma trudny charakter i wprowadza tylko nerwową atmosferę i zamieszanie, a kiedy czasami zdarzy się, że karczmę odwiedzi grupka turystów i trzeba wydać szybko sporo zamówień, Zośka straszy, że się zwolni. Na sali władzę próbuje przejąć kelner, który bywa opryskliwy w stosunku do kelnerek, ale potrafi też „wygarnąć” co raz mniej licznym gościom. Właścicielka zdaje sobie sprawę z problemu i konfliktów między pracownikami. Sama przyznaje, że czasami awantury na kuchni, przekleństwa słyszą goście na sali, ale nie wie, jak naprawić sytuację. Witek kompletnie się wycofał i nawet jeśli jest już w swoje karczmie, to głównie siedzi w swoim gabinecie i nie potrafi stawić czoła problemom w jego własnej restauracji. Bezsilni właściciele postanowili wezwać na pomoc Magdę Gessler, która będzie musiała stawić czoła Szalonej Zośce i reszcie pracowników, a także wy
Restauracja „Cynamon” miała być spełnieniem marzeń Grzegorza, któremu pewnej nocy przyśniły się pierogi z cynamonem, dlatego uznał to za świetny pomysł na nazwę dla swojego wymarzonego lokalu. Na początku właściciel był pełen entuzjazmu, chociaż do tej pory gotował tylko w domu i nie miał żadnego doświadczenia w gastronomii. Postawił na domową kuchnię polską, którą według niego „zrobi każdy – wystarczy tylko chęć i smak”. Ale trudno o smak w restauracji, w której nikt nie lubi jeść i nie próbuje dań. Może dlatego w „Cynamonie” nie ma gości? Restauracja ma coraz większe problemy finansowe, Grzegorz spędza w niej całe dnie, a wraz z nim na posterunku trwają żona i córka. Marzenie właściciela stało się sennym koszmarem całej rodziny. Córka, Kamila, zamiast pracować całymi dniami na kuchni, chciałaby tak jak jej znajomi, wyjechać na wakacje. Żona, Agnieszka ze zmartwienia „odżywia” się głównie kawą i papierosami. Jak zatem zmienić „Cynamon” w dochodową restaurację? Grzegorz czuje się bezradny, dlatego o pomoc postanowił poprosić Magdę Gessler.
Wałcz to nieduże miasteczko, ale malowniczo położone nad pięknym jeziorem i mogące pochwalić się Ośrodkiem Szkoleń Olimpijskich. W jego centrum, w podziemiach niepozornego pawilonu usługowo – handlowego mieści się restauracja „Blue Moon”. Właścicielem „Blue Moon” jest Andrzej, który przyznaje, że otwierając restaurację marzył o wysokim standardzie – wnętrze jest wizją projektanta, właściciel zainwestował też w pracowników, sprowadził specjalnie kucharza z Poznania, który uczył go gotować. Wszystko na próżno, bo Blue Moon, w który zainwestował prawie milion złotych świeci pustkami. Nie wiadomo, czy to zbyt eleganckie wnętrza odstraszają gości, czy może jedzenie nie przyciąga smakiem? Bo Blue Moon ma również problem z utrzymaniem personelu, który ciągle się zwalnia i pan Andrzej zmuszony jest gotować osobiście. Problemy z restauracją niszczą życie jego rodziny, praca pochłania każdą wolna chwilę, a zarówno żona pana Andrzeja i jego dorosły syn muszą finansować z zysków swoich firm koszty utrzymania niedochodowej restauracji. Oboje przyznają, że przepracowanie i problemy przytłaczają pana Andrzeja, a on sam staje się co raz bardziej niecierpliwy i nerwowy, a to oczywiście przysparza mu dodatkowych kłopotów w relacjach z pracownikami.
W Lwówku Wielkopolskim nie ma wielu restauracji, dlatego Marlena i Jarek po powrocie z Belgii do rodzinnej miejscowości Marleny postanowili otworzyć własny lokal. Zainwestowali oszczędności i kupili przedwojenny jeszcze, zniszczony kompleks budynków , który w PRL pełnił funkcję mleczarni. Jarek, który w Belgii prowadził własną firmę budowlaną, własnymi siłami i wyremontował jeden budynek od strony ulicy i chociaż reszta zabudowań straszyła zabitymi oknami, „Domowy zakątek” zaczął przyjmować gości. Na początku interes zapowiadał się obiecująco, gości było sporo i wszyscy wychodzili zadowoleni. Jednak wszystko zmieniło się w trakcie jednego z komunijnych przyjęć, które były organizowane w „Domowym zakątku”. Na przyjęciu wybuchła awantura - Marlena i Jarek zgodnie twierdzą, że to konkurencja postanowiła zniszczyć ich reputację i było to działanie celowe. Po awanturze wszyscy goście odmówili zapłaty za przyjęcia, dlatego żeby pokryć ich koszty Jarek i Marlena musieli z własnej kieszeni opłacić pracowników i koszt zakupionych produktów. To wydarzenie pozbawiło ich gotówki, ale też zrujnowało opinię „Domowego zakątka” w okolicy. Restauracja zaczęła świecić pustkami, goście przestali się pojawiać, więc strat finansowych nie można odpracować, a na horyzoncie pojawiło się całkiem realne widmo bankructwa. Jarek, budowlaniec, gotuje sam i pomaga mu tylko żona, i dwie kelnerki. Jego mało oryginalne menu oparte głównie na daniach z fileta z piersi kurczaka też nie przyczyniło się do sukcesu restauracji, dlatego zdesperowane małżeństwo postanowiło wezwać na pomoc Magdę Gessler.
Daniel był menadżerem w paru warszawskich restauracjach, które nieźle sobie radziły, więc pewny swojego doświadczenia w gastronomii podjął decyzję o otwarciu własnego lokalu. Dlatego razem z żoną Karoliną przeprowadzili się do jej rodzinnej Łodzi, gdzie Karolina miała własne mieszkanie i wsparcie rodziców, tak cenne przy opiece nad małym dzieckiem. Daniel otworzył „Bistro Oliwka” - niewielką restaurację na zielonym osiedlu domów jednorodzinnych. Z założenia miała to być restauracja z włoskim menu, a gości od progu witał widok Placu Św. Marka w Wenecji – magicznego miejsca Karoliny i Daniela. Jednak optymizm i wiara w sukces szybko opuściły właściciela, ponieważ niewielkie wnętrze Oliwki nigdy nie było pełne gości. Próbując zadowolić klientów Daniel wprowadził do karty domowe dania kuchni polskiej. Niestety ten zabieg nie poprawił znacząco finansów restauracji, a na pewno odebrał włoski charakter tego miejsca, a Oliwka zamiast być źródłem stabilnych dochodów, została przyczyną „wszystkich plag egipskich” jak twierdzi sam Daniel. Nieszczęścia chodzą parami – przekonali się też o tym Karolina i Daniel, bo problem z restauracją to nie jest ich jedyny poważny problem… Dlatego postanowili postawić wszystko na jedną kartę i wykorzystać ostatnią szansę ratunku i poprosili o pomoc Magdę Gessler.
„Bar na Szybkiej” prowadzi Małgorzata razem z mężem Adamem, i jak sami przyznają pół roku zajęło im osiąganie perfekcji w tym co robią. Przez jakiś czas bar, chociaż ulokowany nieco na uboczu w pofabrycznym budynku przynosił zyski, ponieważ codziennie miał stałych klientów – pracowników pobliskiego biurowca. Barowe dania leżące w podgrzewaczach gwarantowały krótki czas oczekiwania dla ludzi, którzy musieli szybko zjeść w czasie przerwy obiadowej, dlatego sprzedawało się nawet 180 obiadów dziennie. Niestety czas prosperity skończył się wraz wyprowadzką firmy zatrudniającej kilkaset osób, a „Bar na Szybkiej” opustoszał. Adam, człowiek renesansu, jak sam o sobie mówi myślał, że „specyficzny urok miejsca” oraz jego dobry smak i genialne w swej prostocie dania, zapewnią im nowych klientów, ale wbrew jego optymizmowi, sprzedają już tylko ok. 30 obiadów dziennie, a zyski z trudem pokrywają koszt utrzymania baru. Małgorzata, stara się gotować jak w domu, ale jest coraz bardziej sfrustrowana brakiem klientów i ciągłym łataniem dziur w budżecie. Oboje zdają sobie sprawę, że bez zmian nie zdobędą nowych klientów, dlatego postanowili poprosić o pomoc Magdę Gessler.
Magda i Maciek pasjonaci rajdów „off road”, czyli rajdów terenowych, często ścigali się i trenowali na torze niedaleko Kościelnik Górnych, co raz częściej myśląc o tym, że fajnie byłoby zamieszkać w tej okolicy. Dlatego kiedy pojawiła się okazja zakupu pensjonatu z restauracją w tej miejscowości, nie zastanawiali się wcale i 3 dni później zostali jej właścicielami. Sami oczywiście nie mieli pojęcia jak prowadzić restaurację, dlatego postanowili wydzierżawić ją doświadczonemu szefowi kuchni, czyli Gabrielowi. Pan Gabriel pracowała jako szef kuchni i szef gastronomii w sieciowych hotelach, więc wydawał się idealnym kandydatem, który mógłby stworzyć u nich lokal ze świetną kuchnią, szczególnie, że Maćkowi bardzo smakowały jego dania. Kotlet schabowy i golonka wg niego nie miały sobie równych! Niestety od samego początku restauracja pod rządami Gabriela przynosiła tylko straty, więc żeby pokryć rachunki za media oraz wypłaty dla pracowników, Magda i Maciek musieli wykładać pieniądze z własnej kieszeni, a co miesięczne długi restauracji okazały się być studnią bez dna. Maciek jednak cały czas wierzył w umiejętności i wiedzę Gabriela, za to Magda była zupełnie innego zdania niż jej chłopak i trudno im było dojść w tej kwestii do porozumienia. Kiedy jednak musieli sprzedać kolejną rajdową terenówkę, żeby pokryć koszty utrzymania restauracji, oboje zgodzili się, że jedyną osobą, która może im pomóc jest Magda Gessler.
Paulina i Andrzej zanim otworzyli swoją restaurację w Łodygowicach, ,mieli już jakieś doświadczenie w branży gastronomicznej – Andrzej zaczynał od budki z fastfoodem, potem prowadził swoją restaurację, aż wreszcie otworzył restauracje „Garnuszek” w Łodygowicach , przy przejeździe kolejowym. Początki działania „Garnuszka” były obiecujące, ale bardzo szybko goście nauczyli się przychodzić tylko na tani „obiad dnia”, a to jednak za mało, żeby „Garnuszek” naprawdę na siebie zarabiał, bo od godziny 16:00 lokal już świeci pustkami. Na kuchni gotuje mama Andrzeja, Irena, a z konieczności (brak pomocy kuchennej) pomaga jej jego żona Paulina. Pani Irena chciałaby gotować „jak w domu”, ale Andrzej wymusił na mamie wprowadzenie do karty fast food’ów. Ta zmiana wcale nie przyciągnęła głodnych gości. Wszyscy troje spędzają w restauracji nawet 12 godzin dziennie i to 7 dni w tygodniu! Niestety włożony czas i poświęcenie nie przyniósł poprawy sytuacji finansowej, za to fatalnie wpłynął na kondycję Pauliny, która stała się cieniem samej siebie, a do tego musiała zupełnie porzucić swój zawód i pasję, czyli fitness. Ponieważ wszyscy czuli się wypaleni, Andrzej postanowił zatrudnić młodego, rzutkiego menadżera. Szybko jednak okazało się, że nowy menadżer zanim zdążył cokolwiek zmienić, to naraził się mamie Andrzeja, która wcale tego nie ukrywa i ma żal do syna, że podejmuje tak fatalne decyzje. Załamany Andrzej napisał rozpaczliwy list do Magdy Gessler, która oczywiście nie odmówiła pomocy. Szkoda tylko, że na miejscu poczęstowano ją zimną, twardą golonką…
Krzysztof, właściciel restauracji „Trzy smaki” wykonywał wiele zawodów, min. jako cieśla w kopalni i sprzedawca odkurzaczy. Jako sprzedawca odkurzaczy odnosił nawet spore sukcesy, zdobył nawet tytuł sprzedawcy „sprzedawcą roku” . Właśnie wtedy poznał swoją żonę Iwonę. Kiedy się pobrali, a Iwona odzyskała swoje pieniądze po podziale majątku, postanowili skończyć ze sprzedażą odkurzaczy i otworzyć restaurację. Nie mając żadnego doświadczenia w tej branży optymistycznie uznali, że jakoś sobie poradzą i wydzierżawili ogromny teren, na którym znajdowała się restauracja i … odkryty basen olimpijski. Niestety od razu na starcie przekonali się, jak bardzo się mylili. Basen o wymiarach olimpijskich, mogący pomieścić 3 000 000 l wody jest w stanie kompletniej ruiny i do tego nieszczelny , więc zupełnie nie nadający się do użytku– remont poza ich zasięgiem finansowym, a stan restauracji również pozostawia wiele do życzenia i wymaga remontu, ale udało się ją uruchomić. Krzysztof chciał , żeby jego w ich restauracji połączyć tradycje 3 kuchni ; włoskiej, śląskiej i polskiej, dlatego nazwał ją „Trze smaki”. Niestety, w kuchni ciągle zmieniali się kucharze, więc utrzymanie stałego menu i dań na dobrym poziomie okazało się niemożliwe. Dlatego kiedy w „trzech smakach” pojawił się Olek, kucharz z 40 letnim stażem pracy Krzysztof odetchnął z ulga, ale też bojąc się utraty kolejnego kucharza nie potrafi zwrócić mu uwagi na żadne niedociągnięcia. Oczywiście w takiej sytuacji ukryta na rozległym terenie, jako dodatek do nieczynnego basenu restauracja musi przynosić straty. Iwona i Krzysztof, zadłużyli już nie tylko siebie, ale też siostra Krzysztofa, żeby ich wesprzeć zaciągnęła kredyty, wspiera ich również mama Krzysztofa – sytuacja wygląda naprawdę tragicznie, a pomocy znikąd. Dlatego zdesperowani właściciele liczą na pomoc Magdy Gessler. Tylk
Bąków to niewielka miejscowość położona w Dolinie Górnej Wisły i właśnie tam, przy głównej drodze, Beata i Wojek postanowili wybudować okazałą drewnianą karczmę , czyli „Chatę po zbóju”. Miała to być ich „życiowa inwestycja”, która zapewni im utrzymanie. Dlatego całą swoją energię włożyli w budowę i wykończenie restauracji, piękny ogródek i oczywiście wygodny parking dla klientów. Na terenie „Chaty po zbóju” znajduje się też niewielka stajnia, bo konie to największa miłość Beaty. Początkowo restaurację Wojtka i Beaty odwiedzały tłumy gości, ale jak to często bywa, zaczęły się problemy z kucharzami, którzy się zwalniali, gości było co raz mniej, aż sytuacja restauracji naprawdę stałą się fatalna. Są tygodnie, że „Chata po zbóju” przez cały tydzień obsługuje tylko 3 stoliki! Wojtek, który dokłada co miesiąc do przynoszącej straty restauracji , przyczyny niepowodzeń upatruje w pracownikach nie przykładających się do pracy. Z tego powodu na kuchni zaczęła pracować Beata, która wspiera kucharza Sylwka. Chociaż gości w restauracji nie ma wcale, pracy na kuchni jest dużo, ponieważ Wojtek upiera się przy bardzo rozbudowanej karcie dań, żeby „goście mieli z czego wybierać”. Chociaż Beata prosi go o skrócenie menu, jej mąż planuje wprowadzić dodatkowo pizzę, bo wg niego to może przyciągnąć nowych gości. W dodatku jeśli tylko coś nie smakuje mężowi, to Beata wysłuchuje jego narzekań, bo to do niej ma pretensje, że czegoś nie dopilnowała. Beata przyznaje, że Wojtek jest bardzo wymagający, ale też czuje, że stała się zakładniczką własnej restauracji. Całe dnie, weekendy spędza tylko tam, gotując i starając się „wszystkiego dopilnować”. Oboje z Wojtkiem zdają sobie sprawę, że wyczerpali wszystkie pomysły na poprawę sytuacji, a Beata nie jest w stanie już „bardziej się starać”. Dlatego zdecydowali się poprosi
W niewielkiej Chlastwie, malowniczej wsi w lubuskim, pani Teresa odkryła niszę rynkową, kiedy jej syn się żenił – okazało się, że w najbliższej okolicy nie ma gdzie zorganizować przyzwoitego wesela. Dlatego wpadła na pomysł otwarcia własnej restauracji z niedużym hotelem. W ten sposób przy głównym skrzyżowaniu w Chlastawie powstała okazała karczma „Cykada”. Niby karczma, a jednak w środku bardzo elegancko, być może dlatego nikt w tygodniu nie wpada tu na obiad, za to w weekendy na brak wesel, chrzcin i komunii „Cykada” nie może narzekać. Niestety z samych imprez weekendowych trudno utrzymać tak dużą restaurację i odpowiednio liczny personel. Dlatego pracownicy „Cykady” narzekają na przepracowanie, w tygodniu muszą być w pracy, chociaż nie ma gości, ale restauracja jest otwarta. W weekendy wszyscy muszą pracować przy obsłudze imprez, bez których restauracja nie miałaby żadnych przychodów. Wszystkim bardzo zależy, żeby zacząć pracować normalnie i choć czasami każdy z pracowników chciałby mieć wolny weekend. Niestety nikt nie wie co zrobić, żeby „Cykada” w tygodniu była pełna głodnych gości, a bez tzw. „ruchu” w tygodniu restauracja sobie nie poradzi. Dlatego wszyscy czekają tu na pomoc Magdy Gessler i tak bardzo zależy im na jej opinii, że specjalnie przygotowali się na jej przyjazd , żeby restauracja wypadła jak najlepiej. Niestety, pierwsze co odkryje słynna restauratorka w „Cykadzie” to nieprawdziwe menu przygotowane tylko dl niej…
Okazały zamek krzyżacki w Malborku przyciąga w sezonie turystycznym rzesze turystów, dlatego kilka lat temu Krzysztof postanowił zacząć organizować dla nich dodatkowe atrakcje, czyli pokazy walk rycerskich. Na dużej , pięknie położonej działce , na brzegu rzeki Nogat i w dodatku naprzeciwko Zamku Krzyżackiego, pod pieczą Krzysztofa zaczęły się regularne pokazy rycerskie. Pokazy cieszyły się sporym powodzeniem, a żeby ich widzowie nie chodzili głodni, Krzysztof otworzył budkę z tzw. „małą gastronomią”. Z biegiem czasu Krzysztof zaczął rozbudowywać swoje restauracyjne królestwo i tak pokazy rycerskie ustąpiły miejsca „Karczmie Zamczysko”, która składał się z kilku pawilonów (w tym min. Sali Rycerskiej) , rozległego ogródka i placu zabaw dla dzieci. Tak duży obiekt niestety trudno jest utrzymać tylko z dochodów z sezonu turystycznego, szczególnie jeśli chce się zatrzymać stały personel . Szczególnie zależało Krzysztofowi na szefie kuchni – Robercie, który wyjeżdżał co roku pracować do Norwegii. Krzysztof przyznaje, że nie ma żadnego wykształcenia, ani doświadczenia „w gastronomii”, a Robert to kucharz – profesjonalista - i do z dużym doświadczeniem zawodowym! Dlatego Krzysztof zdecydował się nie zamykać swojej restauracji po sezonie. Oczywiście bardzo szybko okazało się, że zarabianie poza sezonem jest prawie nie możliwe, bo „Zamczyska” nikt nie odwiedza. Dla właściciela restauracji przyczyny porażki są zupełnie niezrozumiałe, tylko jego żona Kasia widzi problem w kuchni. Dla niej menu z „flitem z kurczaka, żurkiem i pomidorową” , czyli potrawami, które są wszędzie nie przyciągnie gości. Poza tym Kasia uważa, że potrawy Roberta są zwyczajnie niesmaczne. Krzysztof, który ceni sobie wysoko kuchnię swojego kucharza przeprowadził nawet anonimową ankietę wśród gości, z której jasno wynikało, że wszystkim jedzenie bardzo smakuje. Tym samym
W Czeladzi, niedaleko rynku, małżeństwo – Małgosia i Marcin – otworzyło własną restaurację. Marcin zanim stał się właścicielem lokalu, mógł się poszczycić 9-letnim doświadczeniem zawodowym, bo wcześniej pracował jako kucharz, i to w dużych, renomowanych hotelach. Koncepcja nazwy powstała dość szybko – „Lawendowy dom”. Małgosia do nazwy dopasowała wystrój: białe kredensy i białe stoły a’la Prowansja oraz chłodny, lawendowy fiolet na ścianach i w dodatkach. Niestety oboje nie potrafili się dogadać co do profilu restauracji, którego koncepcja rodziła się w licznych dyskusjach, i jak sami przyznają, niezależnie i bez związku z pomysłem na nazwę i wystrój. Marcin jako kucharz oczywiście chciał prowadzić restaurację, a Małgosia miłośniczka herbat, widziała w „Lawendowym domu” coś w rodzaju kawiarni. W ten sposób w lokalu przy wejściu wita gości kredens z wyborem mocno aromatyzowanych herbat oraz ciasta upieczone w automatycznym urządzeniu według przepisów dołączonych przez producenta do instrukcji obsługi (trzeba też dodać, że ani Małgosia, ani pracownicy nie próbują tych ciast), a także menu Marcina, które w „Lawendowym domu” łączy wszystkie potrawy świata. Jest w nim i sałatka Cezar, i meksykańskie enchiladas, nie brakuje też typowo polskich obiadów takich jak: gołąbki z kapusty włoskiej podawane z kaszą gryczaną. Niestety restauracja „Lawendowy dom” najwyraźniej nie przypadła do gustu mieszkańcom Czeladzi, nikt nie chce tutaj przychodzić ani na potrawy Marcina, ani na ciasta wypiekane przez nowoczesny automat, a ładne i czyste, choć nieco chłodne wnętrze nie poprawia sytuacji lokalu. Dlatego „Lawendowy dom” co miesiąc przynosi straty finansowe i właściciele już dawno musieliby zamknąć restaurację, gdyby nie pomoc finansowa mamy Małgosi. Marcin sfrustrowany sytuacją, ciężko znosi krytykę, a klienci nie muszą być wyrozumiali. Dlate
Otwierając „Pizzerie Solare”, jej właściciel Radek spełniał swoje marzenie o prawdziwej pizzerii, chociaż szczerze przyznaje, że nigdy nie był we Włoszech. Sam zadbał o wystrój, menu, a co najważniejsze, o prawdziwy piec opalany drewnem, który projektował i budował osobiście. W opinii Radka, pizza wyrabiana w jego restauracji jest naprawdę dobra, niestety brakuje pomysłów na promocję lokalu. Na domiar złego w Białej Podlaskiej jest ogromna konkurencja, a miejsc, w których można zjeść pizzę jest naprawdę mnóstwo. Wszystkie oferują również dowóz do klienta. Radek przyznaje, że brak zapału i kreatywności został wywołany bardzo małą liczbą gości. Właściciel stracił ochotę, by wymyślać nowe dania, które mogłyby wyróżnić lokal na tle konkurencji. Pizzeria w menu ma niezmienne – poza samą pizzą, te same potrawy, czyli grzanki, makarony – nic oryginalnego. Magda, która jest kucharką i prawą ręką Radka, widzi, że szef się wypalił i brakuje mu chęci do walki o upadającą pizzerię. Co gorsza, szef często zmienia swoje decyzje, przez co pracownicy mają trudności z odgadnięciem jego intencji. Radek uczciwie przyznaje, że podwładni mogą czuć się zdezorientowani i zdaje sobie sprawę, że nie potrafią czytać w jego myślach. Zespół czuje jednak, że ich szef ma do nich pretensje o brak gości. W tak napiętej atmosferze trudno o zapał do pracy i pomysły na poprawę sytuacji. Co zrobić, by zachęcić gości do jadania w tym miejscu? Czy Magda Gessler będzie potrafiła zdeklasować konkurencję i czy Radek da się przekonać do zmian?
Ujsoły to malownicza wieś w Beskidzie Żywieckim, przez którą przechodzą liczne szlaki turystyczne. Sławek mieszkający nieopodal Ujsoł przejeżdżał pewnego razu przez tę wieś i zobaczył ofertę wynajmu restauracji. Zakochał się w tym miejscu i postanowił sprawić żonie niespodziankę – wynajął lokal. Wydawało mu się, że to świetna okazja, by mogli nareszcie razem zrobić coś na własny rachunek. Jego żona – Kasia, postawiona przed faktem dokonanym, niestety, pomysłu Sławka nie przyjęła entuzjastycznie. Sama, w przeciwieństwie do męża, nigdy nie lubiła gotować, a perspektywa prowadzenia restauracji wcale jej nie zachwyciła. Sławek uczył ją gotowania od podstaw i razem z nią zajmował się prowadzeniem kuchni. Szybko jednak okazało się, że pomysł wspólnego prowadzenia „Zajazdu w Strażnicy” okazał się nietrafioną inwestycją. Brzydkie wnętrza wyposażone w jeszcze brzydsze stare meble oraz menu oparte na mrożonych półproduktach nie kusi ani turystów, ani miejscowych. Zniechęcony Sławek zaczął coraz częściej szukać różnych „spraw do załatwienia” poza zajazdem i znikać na całe dnie, zostawiając żonę samą w restauracji. Kasia poczuła się opuszczona przez męża i przytłoczona nadmiarem obowiązków. Wychowanie dziecka i prowadzenie zajazdu zaczęło przerastać jej możliwości. Sławek z kolei zaczął mieć pretensje do żony o wywieranie na nim presji. Sam w chwilach szczerości przyznaje, że jest mu wstyd, jego pomysł nie wypalił i naraził swoją rodzinę na problemy. Sytuacja stała się tak poważna, że przygotowany został pozew rozwodowy. Na razie jednak żadna ze stron nie odważyła się złożyć go w sądzie. Ostatnią szansą na uratowanie zajazdu, a tym samym małżeństwa Sławka i Kasi, jest Magda Gessler. Czy cztery dni wystarczą, by rozwiązać tak poważne problemy?
Restauracja „Szafran” mieści się w centrum Łodzi w pofabrycznym budynku położonym przy słynnej ulicy Piotrkowskiej. Lokal prowadzi Sylwia i pochodząca z Ukrainy Polina. To właśnie Sylwia chciała prowadzić własny biznes, więc kiedy pojawiła się możliwość skorzystania przez nią z pożyczki ze środków Funduszu Unii Europejskiej, zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, jaką firmę otworzyć. Wtedy odwiedził ją kuzyn męża ze swoją żoną Poliną. Polina pracowała przez jakiś czas w restauracji serwującej wschodnie potrawy, i tak podczas rodzinnego spotkania narodził się pomysł otwarcia restauracji. Sylwia w ich wspólny biznes zainwestowała większą część środków finansowych, Polina zajęła się menu oraz przepisami. Restauracja serwująca mieszankę najlepszych narodowych kuchni: gruzińskiej, rosyjskiej czy nawet uzbeckiej, mogłaby cieszyć się sporą popularnością. Sprzyjało temu również dogodne położenie „Szafranu”. Niestety już na starcie przedsięwzięcia pojawiły się przeszkody. „Szafran” z założenia miał być niewielką restauracją, niestety Sanepid zakwestionował wielkość kuchni. By otrzymać wymagane zgody, panie musiały powiększyć lokal oraz rozbudować zaplecze, co spowodowało dwukrotny wzrost kosztów. W konsekwencji zabrakło pieniędzy na wystrój sali, a właścicielki postanowiły udekorować ją samodzielnie z pomocą mężów. Choć włożyli w to wiele wysiłku, efekt okazał się niezadowalający. Wnętrzne restauracji zaczęło przypominać oddział szpitalny. Ze względu na niewielki budżet Sylwia i Polina nie mogły pozwolić sobie na należytą promocję lokalu. „Szafran” odwiedzała niewielka liczba gości, brak dochodów nie pozwolił więc na dalsze inwestycje, a właścicielki czuły się rozczarowane. Sylwia musiała pomagać w kuchni, Polina zarabiała tylko tyle, by opłacić bilet miesięczny na komunikację publiczną i domagała się wglądu w
Dorota zawodowym gotowaniem zajmuje się od dziesięciu lat, wcześniej prowadziła bary w Lubinie, a „Restauracja Rodzinna” to jej czwarte „dziecko”. Dorota założyła ją półtora roku temu, a ponieważ sama ma dzieci, chciała żeby była to restauracja przyjazna całym rodzinom. Stąd nazwa i menu, w którym można znaleźć tylko polskie domowe dania. W lokalu urządzony jest kącik zabaw dla dzieci, w którym często bawią się pociechy Doroty. Restauracja jest jej drugim domem. Spędza w niej całe dnie, od rana do wieczora. Również jej partner Mariusz, który pracuje w kopalni miedzi jako górnik, po skończeniu pracy przyjeżdża do „Rodzinnej” i pomaga Dorocie. Niestety prowadzenie restauracji to wymagające zajęcie. Dorota nieczęsto miewa wolne dni, a Mariusz przyznaje, że oboje są już bardzo zmęczeni, zarówno fizycznie i psychicznie. Ponadto zyski z prowadzenia „Restauracji Rodzinnej” w porównaniu do nakładu pracy, są niewielkie. Jednak Dorocie ciężko zrezygnować i sprzedać restaurację. Gotowanie to jej pasja. Dorota sądzi, że jej problemem są pracownicy. Dopóki ona sama dogląda wszystkiego – od gotowania po stan toalet, wszystko jest w porządku. Niestety jeśli tylko zdarzy się, że do „Rodzinnej” zawita więcej gości i Dorota nie może osobiście dopilnować każdego szczegółu, pojawiają się problemy z organizacją pracy. Z kolei pracownicy Doroty uważają, że to szefowa jest chaotyczna, nie potrafi zarządzać pracą i sama jest przyczyną problemów w restauracji, a ponadto nigdy nie słucha sugestii swoich podwładnych. Mariusz zdaje sobie sprawę z tych wszystkich problemów, ale wie też, że Dorota kocha swoją pracę. Dlatego właśnie oboje wezwali na pomoc Magdę Gessler. Jak słynna restauratorka oceni umiejętności kulinarne właścicielki „Restauracji Rodzinnej”? Jaki sposób znajdzie Magda Gessler, żeby pomóc restauracji? Jedno jest pewne – dla Doroty „Kuchenne rewolucje
Restauracja „Italian House” mieści się w atrakcyjnej części Torunia, na Starym Mieście, w pięknej, zabytkowej kamienicy. Jej właścicielem jest Maciek, który parę lat temu w tym miejscu otworzył restaurację ze swoją ulubioną kuchnią azjatycką oraz sushi. Niestety jego brak doświadczenia szybko zaczęli wykorzystywać pracownicy, a knajpa zamiast oczekiwanych dochodów, zaczęła przynosić wyłącznie straty. Właściciel wraz z żoną podjęli decyzję o zamknięciu restauracji i sprzedaży lokalu. Wtedy pojawił się Cufo, Albańczyk, doświadczony menadżer i kucharz, który zainteresował się ofertą kupna. Zanim jednak został formalnym właścicielem restauracji Maćka, od razu przejął dowodzenie w knajpie i zaprowadził swoje porządki: zatrudnił swoich kucharzy, zmienił profil kuchni na włoską, na której znał się świetnie, bo pracował także we Włoszech. Niestety mimo doświadczenia Cufa i ogromnych zmian, jakie wprowadził knajpa nadal świeciła pustkami i nikt do niej nie zaglądał. Maciek nadal pozostawał prawnym właścicielem lokalu, bo Cufo zwlekał ze sfinalizowaniem transakcji. Po kilku miesiącach nieformalnych rządów Albańczyka zaczęły spływać jego niezapłacone rachunki i faktury na kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które musiał zapłacić Maciek. Dopiero wtedy stracił zaufanie do swojego menadżera i postanowił wezwać prawdziwego eksperta, czyli Magdę Gessler.
Zbyszek otwierając restaurację z żoną spełniał swoje życiowe marzenie. W niewielkim Sztumie, położonym niedaleko słynnego Malborka, powstała restauracja „Podzamcze”. Zbyszek zainwestował w restaurację wszystkie swoje finanse i cały zapał, mając nadzieję, że dzięki temu zapewni dochody swojej rodzinie. Dziś przyznaje, że nie miał pojęcia w co się pakuje. Okazało się, że restauracja od samego początku przynosiła tylko straty finansowe. Problemy w biznesie podkopały jego małżeństwo, które zakończyło się rozwodem. Zbyszek został sam z upadającą restauracją i córkami, nad którymi prawo do opieki przyznał mu sąd. Jak się okazało konflikt z żoną w małym miasteczku wywołał lawinę plotek, insynuacji i podejrzeń. Zbyszek czuje się rozgoryczony i bezbronny, bo jak tu walczyć z pomówieniami? Jakby nieszczęść było mało, pracownicy restauracji okazali się nieuczciwi, regularnie okradając właściciela. Chociaż teraz na Podzamczu pracuje już zaufana ekipa, Zbyszkowi trudno jest uwierzyć ludziom na nowo. Wszyscy muszą walczyć z niepochlebnymi opiniami na temat właściciela, ale to za mało, by zmienić renomę restauracji „Podzamcze” i zachęcić gości do wizyty. Zbyszek z całym zespołem mozolnie stara się wyprowadzić swoją restaurację na prostą, odrobić poniesione straty, ale efekty ich wysiłków są mizerne. Jedyną nadzieję właściciel widzi w Magdzie Gessler. Ale czy nieufny do ludzi Zbyszek będzie w stanie przyjąć krytykę słynnej restauratorki? Czy jej samej uda się „odczarować” Zbyszka i jego restaurację tak, by mieszkańcy Sztumu mieli ochotę w niej bywać?
Ania i Stefan od prawie 7 lat prowadzą swój „Zajazd u Stefana” przy głównej drodze w Odolanowie. Kiedy zaczynali, marzyli o restauracji z prawdziwego zdarzenia. Założenia były ambitne – zbudowali szeroką kartę menu, zatrudnili bardzo dobrą kucharkę, niestety do sukcesu zabrakło jednego… samych właścicieli. Po otwarciu restauracji Stefan wyjechał zarabiać na budowie, a Ania, która była w ciąży, została w domu. I tak, bez nadzoru właścicieli, ich wymarzony lokal szybko został zdegradowany do roli miejscowej pijalni piwa, do której nikt z mieszkańców nie zaglądał po to, by coś zjeść. Po narodzinach i odchowaniu najmłodszej, trzeciej córeczki, Ania wróciła do pracy w zajeździe. Pracowała codziennie, od świtu do późnego wieczora, by lokal był znowu postrzegany jako restauracja, a nie pijalnia piwa. Podjęła walkę o lepszy status swojego lokalu okupioną ogromnym wysiłkiem i pracą. Sukces jednak był połowiczny – „Zajazd u Stefana” przestał być postrzegany jako pijalnia piwa, stał się natomiast miejscową jadłodajnią, gdzie goście przychodzili tylko na obiady dnia, po 15 złotych. Awans do rangi prawdziwej restauracji się nie powiódł. Trudno się jednak temu dziwić, bo przez lata zaniedbań zajazd podupadł – zarówno wystrój, jak i stan techniczny lokalu pozostawiał wiele do życzenia. Nie mogło być jednak inaczej, skoro na co dzień w lokalu pracuje tylko Ania, a jej mąż Stefan nic nie pomaga, poza porannym obieraniem ziemniaków. Pomimo że to on wymarzył sobie tę restaurację, teraz uznał, że żona radzi sobie świetnie i skoro jemu się nie udało, to niech ona spróbuje prowadzić restaurację. To teraz Ania zarządza, gotuje, zmywa, sprząta i obsługuje gości. Na bieżące naprawy, wymiany zużytego sprzętu, dodatkowe sprzątanie nie ma już ani czasu, ani siły. Anie wie, że dłużej nie da już rady ciągnąć wszystkiego sama, dlatego zdecydowała się poprosić o pomoc Ma
Radziejów to niewielka miejscowość położona na Kujawach, której historia sięga czasów średniowiecza. Mieści się tam restauracja „Na skarpie”, która średniowiecza nie pamięta, ale czasy PRL-u już na pewno. Taki „zabytek” przejął parę lat temu Mateusz. Była to bardzo odważna decyzja, bo sam budynek i jego wnętrze były mocno zniszczone i zaniedbane. Remont lokalu nie przyniósł jednak oczekiwanych, spektakularnych zmian, a sam właściciel dopiero poszukiwał pomysłu na ciekawe menu. Dość szybko okazało się, że lokal zamiast zysków przynosi straty, dlatego, by restauracja w ogóle przetrwała Mateusz zdecydował się na organizację imprez okolicznościowych. Ponieważ sam nie należał do osób bardzo zorganizowanych na pomoc w trudnej sytuacji wezwał… mamę. Mama Mateusza nie zostawi nigdy syna w potrzebie, postanowiła pomoc, tym bardziej, że posiada doświadczenie w gastronomii. Pracowała już jako kucharka w zakonie oraz prowadziła kuchnię dla ubogich. Pomimo że siły zostały zdwojone, sytuacja finansowa restauracji „Na skarpie” nie uległa poprawie. Jedynym źródłem dochodów stały się imprezy okolicznościowe, lokal działa już wyłącznie w weekendy, w tygodniu ze względu na brak gości jest zamknięty. Jedyna nadziej w Magdzie Gessler. Tylko jak w ciągu 4 dni z peerelowskiego „zabytku” w niewielkim Radziejowie, prowadzonego przez mamę i syna zrobić prawdziwą, prężnie działającą restaurację? Czy to w ogóle możliwe?
Głogówek to niewielkie miasto w województwie opolskim. Młoda mama, Pani Kasia, postanowiła założyć własny biznes. Z zawodu kosmetyczka, z zamiłowania pasjonatka gotowania i blogerka kulinarna. Razem z mężem, który pracuje w bazie transportowej, postanowiła wykorzystać szanse na założenie punktu gastronomicznego. Małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę, wydzierżawiło prześliczny budynek na terenie bazy, w którym zdecydowało się zarówno zamieszkać z całą rodziną, jak i otworzyć restaurację. Z początku dobra lokalizacja i pomysł na kuchnię amerykańską z szybkimi daniami takim jak hamburgery i frytki, zaskarbiły sobie klientelę i przynosiły zyski. Niestety po jakimś czasie pojawiły się problemy osobiste, które położyły się cieniem na funkcjonowaniu restauracji. Pani Kasia rozwiodła się z mężem, restauracja przestała funkcjonować w ustalonych godzinach, klienci często zastawali bar zamknięty i odchodzili z kwitkiem. Pani Kasia straciła zapał do pracy i chęć do działania. Przestała dbać zarówno o siebie, jak i lokal. Do pomocy Pani Kasi ruszyli rodzicie i przyjaciółka, którzy bardzo starają się uratować upadający biznes. Czy przyjazd Magdy Gessler pomoże zrewolucjonizować zarówno lokal, jak i podejście samej właścicielki? Czy Pani Kasia ma jeszcze serce do gastronomii, czy zawalczy o siebie, swoją rodzinę i swój biznes? Czy uda się także przekonać zniechęconych gości, że warto znowu stołować się u Pani Kasi i dać jej drugą szansę?
Na jednym z osiedli mieszkaniowych malowniczo położonego Ostrowca Świętokrzyskiego pani Ania otworzyła swoją kolejną jadłodajnię, czyli „Bar na Stawkach”. Wcześniej przez 6 lat prowadziła bar z obiadami domowymi w jednej z galerii handlowych, więc otwierając swój drugi bar, postanowiła trzymać się już sprawdzonego przepisu na biznes. Dlatego „Bar na Stawkach” serwuje dania domowej kuchni polskiej, czyli żurek, rosół, pomidorową, gulasz, kopytka itp. Zatem znane wszystkim i lubiane potrawy, które jak już sprawdziła właścicielka – przynoszą sukces. Personel w „Barze na Stawkach” też jest sprawdzony, bo kucharki i kelnerki pracowały u pani Ani jeszcze w poprzednim lokalu, ale kiedy okazało się, że „Bar na Stawkach” nie cieszy się powodzeniem i nie zarabia na swoje utrzymanie, pani Ania postanowiła jeszcze bardziej zaangażować się w pracę. Od pewnego czasu codziennie wstaje o 4 rano, żeby skoro świt być już w barze, sama zaczęła gotować, czego wcześniej nie robiła. Skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic oraz czystości, szczególnie na kuchni, która lśni wypucowana niczym laboratorium, co panią Anię akurat uszczęśliwia i sama szczerze to przyznaje. Niestety jej pracownice już tak zadowolone nie są, a pani Ania zauważyła, że ostatnio naprawdę zaczęły ignorować jej polecenia, dlatego oznajmiła im, że zacznie udzielać im nagan w formie pisemnej. Wszystkie wysiłki właścicielki „Baru na Stawkach” niestety nie poprawiły jednak sytuacji finansowej jadłodajni, bo klientów ceniących sobie jej dania nie przybyło. Za to pracownice uznały, że dłużej w takiej atmosferze pracować się nie da, a wszelkie starania ich lubianej (do niedawna) szefowej przynoszą więcej szkody niż pożytku, więc wezwały na pomoc Magdę Gessler.
Mateusz i Damian wspólnie prowadzili bufet przy strzelnicy myśliwskiej w Antoninku pod Poznaniem. Szymon, z wykształcenia kucharz, zajmował się gotowaniem, a informatyk Damian odpowiedzialny był za pozostałe obowiązki związane z prowadzeniem lokalu. Młodzi i ambitni właściciele, zachęceni powodzeniem bufetu, wykorzystali okazję i przejęli położoną obok strzelnicy restaurację „Lizawka”, której nazwa pochodzi od drewnianego słupka, w którym umieszcza się sól kamienną, wylizywaną chętnie przez zwierzęta w celu uzupełnienia minerałów. „Lizawka” to lokal wybudowany w latach siedemdziesiątych jako jeden z tak zwanych gościńców wielkopolskich, które miały „poprawić infrastrukturę turystyczną” w Wielkopolsce. W tamtym czasie w Poznaniu było to miejsce kultowe – eleganckie i ekskluzywne, serwujące potrawy z dziczyzny i goszczące wiele wspaniałych osobistości. Właściciele ambitnie postanowili przywrócić gościńcowi dawną świetność i wielkość. Do menu powróciły ekskluzywne dania, w tym te z dziczyzny. Pojawił się także współczesny akcent – Damian zadbał o nowoczesne systemy kontrolujące finanse restauracji, które informują i odnotowują każdą sprzedaż. Dzięki temu właściciele wiedzą, jakie danie najlepiej się sprzedaje i w jakich godzinach jest największy ruch. Damian, który prowadzi również inną firmę nie bywa w „Lizawce” zbyt często. Szymon natomiast zajęty jest głównie gotowaniem i nie ma czasu na zarządzanie firmą. Na stanowisko dyrektora zatrudniono więc Łukasza, który miał zarządzać hotelem i restauracją. Pomimo wielu starań „Lizawka” nie odzyskała statusu kultowego miejsca. Szymon stracił zapał do gotowania, a Łukasz i reszta personelu zaczęli wytykać mu niedociągnięcia. Między panami zaczęło dochodzić do spięć. Szymon czuł się poirytowany faktem, że Łukasz, jego własny pracownik, chciał go pouczać. Damian postanowił skorz
W Swarzędzu na nowym osiedlu położonym koło jeziora, w sąsiedztwie przedszkola i szkoły Piotr i Karolina otworzyli restaurację „Bajkowa”. Oboje mieli już spory bagaż doświadczeń życiowych, ale kiedy się poznali postanowili zacząć wszystko od nowa, a wspólna restauracja miała im w tym pomóc. W „Bajkowej” na początku wszystko szło nieźle – gości nie brakowało, ale od kilku miesięcy restauracja zaczęła świecić pustkami i żadne starania właścicieli o poprawienie sytuacji nie przynosiły rezultatów. Chociaż w „Bajkowej” wypieka się własny chleb, w karcie są i ryby i dziczyzna przygotowywane przez Karolinę, a z witrynki na barze kuszą apetyczne ciasta pieczone przez właściciela, niewiele osób tutaj zagląda. Karolina i Piotr czują się co raz bardziej sfrustrowani taką sytuacją, angażują całe serce w prowadzenie restauracji , a nikt tego nie docenia. Czasami nawet zastanawiają się, czy przypadkiem nie jest to zwykła ludzka zawiść, bo za dobrze im się powodzi? Piotr, który musi co miesiąc dopłacać do restauracji, żeby pokryć koszty utrzymania lokalu, zdecydował wezwać na pomoc Magdę Gessler. Jak sam przyznaje ma nagranych kilkadziesiąt odcinków Kuchennych rewolucji i wie, że pani Magda ma szósty zmysł i na pewno od razu zgadnie, co jest przyczyną niepowodzenia „Bajkowej”. Tym razem, chociaż Magda Gessler odkryje powody ich problemów, w tej rewolucji nic nie pójdzie po jej myśli...
Fang jest rodowitą Chinką. Do Polski przyjechała w 1997 roku, by trenować drużynę tenisa stołowego. Sport ten uprawia od szóstego roku życia, co bez wątpienia ukształtowało jej charakter. Mam Fang przyznaje, że jej córka jest bardzo silną kobietą – gry rozpoczęła swoją edukację, zamieszkała w sportowym internacie z dala od domu. Dorastając, ciężko trenowała, żeby osiągnąć sukces. Dwa lata temu Fang postanowiła otworzyć restaurację, dla swojego drugiego męża – Youn. Chciała, by miał on własny biznes i pracę. Niestety dwa miesiące później mężczyzna zmarł. Kobieta przeszła załamanie; postanowiła zamknąć lokal - przez ponad miesiąc restauracja "Fang Youn” była nieczynna. Za namową rodziny, właścicielka wznowiła działalność. Niezłomna natura Fang nie pozwoliła się jej poddać bez walki. Kobieta wychowuje dwoje dzieci i opiekuje się własną mamę. Kiedy Fang otrząsnęła się z szoku po śmierci męża, zakasała rękawy i zabrała się do pracy. Sprawdziła z Warszawy swojego rodaka - chińskiego kucharza, który miał przejąć stery w kuchni. Restauracja nigdy nie przynosiła dużych dochodów, a po ponownym otwarciu - w ogóle na siebie nie zarabia. Fang zaprosiła Magdę Gessler, licząc na jej pomoc.
Dawid, właściciel „Sale & Pepe” może powiedzieć o sobie, że „z niejednego pieca jadł chleb”. Pracował jako piekarz, prowadził komis samochodowy, był także zatrudniony w Niemczech, Anglii i Szwecji. Mając za sobą różne doświadczenia zawodowe, postanowił zaryzykować. Razem z przyjacielem otworzył własny lokal - tak narodziło się „Sale & Pepe”, w założeniu - prawdziwie włoska pizzeria. Kiedy Dawid zainwestował swoje pieniądze, w ostatniej chwili z przedsięwzięcia wycofał się jego wspólnik. Mężczyzna poczuł się oszukany, ale przede wszystkim, został sam z biznesem, na którym się nie znał. Szczęście mu jednak sprzyjało, bo poznał swoją obecną partnerkę Dorotę, która pomogła mu w prowadzeniu pizzerii. Para nie zatrudniła pracowników, czego wynikiem było to, że oboje pracowali po kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Dwa lata ciężkiej pracy, zaangażowanie i prawdziwy piec do pizzy opalany drewnem przyniosły efekty, może nie spektakularne, ale „Sale & Pepe” zdobyło grono zadowolonych klientów. Niestety wszystko zaczęło się psuć, kiedy Dorota urodziła dziecko, a Dawid musiał zatrudnić pracowników. Niestety okazało się, że właścicielowi „Sale & Pepe” z trudem przychodzi zarządzanie ludźmi - najchętniej sam by wszystko kontrolował i robił. Dawid jest przemęczony, często bywa rozdrażniony i nie ma do nikogo zaufania, a jego pizzeria jest również w coraz gorszej kondycji. Tym razem o pomoc Magdę Gessler poprosili nie właściciele, a jedna z klientek „Sale & Pepe”.
Na przedmieściach śląskiego miasta, Tarnowskie Góry, Kasia z mężem Michałem otworzyli restaurację „Ślonsko gościno”, w której można zjeść prawdziwy, tradycyjny śląski „łobiod”. Lokal ma dużą salę dla gości, niemałą kuchnię, a co za tym idzie - dość liczny i wyłącznie żeński personel dowodzony przez charakterną Kasię – szefową kuchni. Kobieta jest świetną kucharką, ale jak sama przyznaje, największym jej problemem jest to, że w restauracji brakuje komunikacji z szefostwem i jeszcze nigdy nie doczekała się pochwały. Michał wyznaje zasadę, że jak nie gani, to znaczy, że jest w porządku. Mimo to czuje, że istnieją pewne problemy z pracownicami. Panie obrażają się nie tylko właścicieli, ale też toczą spory między sobą, na co małżeństwo nie ma wpływu. Może to brak gości i nadmiar wolnego czasu generuje plotki i konflikty? Sytuacja w restauracji jest coraz bardziej napięta, dlatego właściciele wezwali na pomoc Magdę Gessler. Czy uda jej się ustalić, gdzie bije źródło wszelkich kłopotów?
Przy zadbanym rynku niewielkiego Chrzanowa mieści się restauracja „Stare Mury”. Lokal założył kilka lat temu Jacek. Wcześniej prowadził własną dużą firmę zatrudniającą 850 osób, która świadczyła usługi na rzecz restauracji. Któregoś dnia doszedł do wniosku, że chciałby zamienić dobrze prosperujący biznes na „Stare mury”. Życie szybko zweryfikowało wyobrażenie właściciela o byciu restauratorem. Jak twierdzi partnerka Jacka, Ania – w ziemie Chrzanów zamiera i po 15:00 ulice pustoszeją. Do ich restauracji nie zagląda nikt, a przecież koszty utrzymania lokalu nie znikają. Zła kondycja "Starych murów" zmusiła właściciela do zaciągnięcia kredytów. Jacek nie ma pomysłu, czym przyciągnąć gości, menu nie zmieniło się od lat. W Chrzanowie podobno królują pizza, kebab i zapiekanki. W „Starych murach” obok barszczu z uszkami i innych tradycyjnych dań, są do wyboru piersi kurczaka a’la amerykański fast food. Jacek stara spełniać się wymagania gości, ale oni tego najwyraźniej nie doceniają. Właściciel jest załamany zbliżającą się wizją bankructwa. Ostatnią deskę ratunku widzi w Magdzie Gessler, ale czy słynna restauratorka zdoła reanimować to miejsce i przekonać Jacka i Anię do zmian?
Magda i Krzysiek któregoś dnia doszli do wniosku, że w ich mieście – Tarnowie – brakuje restauracji z prawdziwego zdarzenia. Dlatego też stwierdzili, że mogliby wypełnić lukę na rynku i podjąć się prowadzenia lokalu, który byłby świetnym biznesem. Tak powstała restauracja „1,2,3”. Nazwa nie dla wszystkich zrozumiała, ale wynikająca z ambitnego podejścia właścicieli, którzy od samego początku wprowadzili aż trzy karty – śniadania, lunch i serwis wieczorny. Prawdziwym wsparciem tego rodzinnego przedsięwzięcia miała być mama Krzyśka, która objęła stanowisko szefowej kuchni i - chociaż skończyła szkolę gastronomiczną, w restauracji swojego syna i synowej, postawiła na kuchnię domową. Na lokalizację "1,2,3" właściciele wybrali ponad stuletni budynek, z którym wiąże się wiele historii. Przed II wojną światową był miejscem obrzędów religijnych. Swego czasu służył też jako żydowska mykwa, czyli łaźnia miejska i ostatni przystanek dla więźniów obozu koncentracyjnego w Oświęcimu, co upamiętnia pomnik przed wejściem do budynku. Restauracja „1,2,3” mieści się na pierwszym piętrze i niestety nie widać jej z ulicy. To według właścicieli i personelu może być powodem, że nikt w tygodniu tu nie zagląda. Nawet liczne wycieczki, które przyjeżdżają zobaczyć pomnik pierwszego transportu do Auschwitz (w „1,2,3” szukają co najwyżej… toalety). Przed bankructwem Magdę i Krzyśka ratują usługi cateringowe oraz weekendowe dancingi. Ich wymarzony lokal nie ma już prawie nic wspólnego z prawdziwą, dobrą restauracją, jakiej chcieli oboje.
Restauracja „Pirat” w Olsztynie to rodzinne przedsięwzięcie z długą historią, której początki sięgają 1989r. Prawie 30 lat temu pan Jan został właścicielem działki położonej nad samym jeziorem, na której otworzył „punkt gastronomiczny” w wagonie kolejowym. Ponieważ uzyskanie zgody na budowę było bardzo trudne i czasochłonne, a pan Jan zdążył rozpocząć prace, swój nowo powstały biznes nazwał „Pirat”. Wkrótce dzięki swojej wytrwałości lokal zamienił na prężnie działającą restaurację z widokiem na jezioro, hotel oraz spa z basenem. Sukces imponujący, ale okupiony ciężką pracą całej rodziny i to pod nieznoszącym sprzeciwu okiem głowy rodu. Kiedy syn Jana, Andrzej, sam został mężem i ojcem, przyszedł moment, w którym zaczął mieć wątpliwości co do stylu zarządzania taty. A ponieważ obaj panowie mają podobne charaktery, to Andrzej, nie mogąc postawiać na swoim, razem z rodziną wyprowadził się do Gdańska. Niedawno Jan poczuł, że najwyższy czas wycofać się z prowadzenia biznesu i wysłał list do syna, w którym poinformował go, że albo albo ten wróci, albo będzie musiał sprzedać, to co przez lata wspólnie budowali. I tak syn przejął schedę po ojcu. W restauracji w zasadzie nic nie zmienił, ani w „pirackim” wystroju, ani w menu, które oferuje gościom dawno przebrzmiałe specjały jak „placek piracki”, czy golonka. Dawna restauracja pana Jana nie zmieniła się od lat 90-tych, czyli od czasu swojej największej świetności. Andrzej chociaż pilnuje wszystkiego osobiście (wzorem ojca), stojąc za plecami pracowników, to nie widzi efektów swoich wysiłków. Coraz bardziej martwi się niepowodzeniem i tęskni za żoną i dziećmi, którzy zostali w Gdańsku. Jeśli udałoby się postawić restaurację na nogi, wtedy mogliby zamieszkać razem w Olsztynie. Dlatego Andrzej postanowił poprosić o pomoc Magdę Gessler, która nie tylko będzie musiała gruntownie prz
Marcin jako zawodowy kierowca często odwiedzał Włochy. W Neapolu zachwyciły go pizzerie, w których fascynowała go sprawność i szybkość, z jaką pracowali i podawali dania Włosi. Podczas podróży marzył, że kiedyś sam będzie właścicielem lokalu pełnego ludzi. Zapał Marcina i czarowne wizje posiadania włoskiej pizzerii przekonały jego życiową partnerkę, Iwonę, by pomogła mu otworzyć własną restaurację. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu wolno stojącego budynku na jednym z osiedli Sosnowca, nie czekali zbyt długo z podjęciem decyzji (kredyt zaciągnęli wspólnie). Restauracja została nazwana tak jak jedna ze stacji metra w Rzymie – Magilliana, którą Marcin zapamiętał ze swoich podróży. Niestety stworzenie włoskiej pizzerii w Sosnowcu okazało się być trudniejsze, niż wydawało się na początku. Magiliana na co dzień świeci pustką, goście pojawiają się sporadycznie, a co za tym idzie, pieniądze w kasie również. Coraz trudniej jest spłacić ratę kredytu - Marcin przez jakiś czas spłacał kwoty mniejsze, niż powinien, dlatego odsetki narastały w zastraszającym tempie. Teraz musi korzystać z pomocy finansowej ojca, który na emeryturze wrócił do pracy, żeby wspomóc syna. Iwona też dokłada do nieudanego biznesu. Marcin jest załamany sytuacją, ponieważ nie ma pojęcia, co w jego restauracji jest nie tak. Poza tym przyznaje, że jest mu wstyd, że wciąż jest zależny od pomocy ojca i swoje partnerki. Zrozpaczony poprosił o pomoc Magdę Gessler.
Justyna, właścicielka małego bistro „Le Papillon Noir” marzyła o włoskiej restauracji, ale finalnie zdecydowała się na kuchnię francuską. Dziś żartuje, że chyba sama zrobiła sobie na złość. Bo nazwa bistro też była dziełem przypadku – właścicielka nie miała pomysłu, ale kiedy rozmyślała nad nią, do domu wpadła ćma. Justyna uznała to za dobry omen i tak narodziło się bistro czarny motyl, czyli po francusku „Le Papillon Noir”. Justyna zadbała o to, żeby menu również było francuskie, więc w karcie można znaleźć i ślimaki i żabie udka, których w zasadzie nikt nie zamawia, bo nawet kucharz Justyny i kelnerka przyznają, że takie specjały nie budzą w nich apetytu. Chociaż szefowa zachwala polskie winniczki… Do bistro nie przyciągają też gości bardziej „bezpieczne” dania jak klasyczne boeuf bourguignon, sałaty, czy nawet włoskie makarony. Chociaż lokal znajduje się prawie w centrum Katowic, a na tej samej ulicy są inne restauracje pełne gości, Le Papillon Noir świeci pustkami. Justyna twierdzi, że lokal to jej największa życiowa porażka. Spędza w nim całe dnie, poświęca całą swoją energię, a mimo to bistro przysparza je tylko problemów. Restauracja kosztuje ją mnóstwo stresu i przepłakanych nocy, że czasami sama przyznaje, że ma ochotę spalić restaurację i uciec jak najdalej.
Łódzka Retkinia to duże osiedle z wielkiej płyty, które powstało w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Paulina i Janek, młodzi narzeczeni, swoją pizzerię zlokalizowaną na tym osiedlu, nazwali po prostu „Retka”. Lokal ten to ich pierwszy biznes. Chociaż mają niewiele ponad dwadzieścia lat, postanowili od razu rzucić się na głęboką wodę, korzystając z okazji kupienia niewielkiego, wolnostojącego budynku pomiędzy blokami. Pełni entuzjazmu i niezrażeni konkurencją (w okolicy jest około szesnaście pizzerii) otworzyli w swój lokal z pizzą i burgerami. Janek szczerze przyznaje, że zależy mu na zarobieniu konkretnych pieniędzy. Wie, że człowiek musi uczyć się na własnych błędach, ale ma nadzieję, że im wcześniej zacznie, tym szybciej uda mu się osiągnąć sukces. Oboje marzą o dobrobycie dla swoich przyszłych dzieci. Mają wielkie plany, chcieliby tak rozkręcić „Retkę”, żeby stworzyć sieć swoich burgerowni, najlepiej w całej Polsce. Poza Jankiem i Pauliną w Retce pracują ich młodzi znajomi. Wszyscy chwalą zarówno swobodną atmosferę w pracy, jak i samych szefów. Wsparciem jest też mama Janka, która jako jedyna była przeciwna zakupowi restauracji, ale teraz bardzo chce pomóc rozkręcić lokal syna. Niestety pomimo szerokiej oferty burgerów i pizzy nie udało im się zdeklasować konkurencji i zawładnąć apetytami mieszkańców. Właściciele zaczynają się martwić, bo sytuacja finansowa pizzerii jest coraz gorsza, a niedługo ich wesele. Zdesperowani postanowili wezwać na pomoc Magdę Gessler.
Grzegorz piętnaście lat życia spędził we Włoszech. Kiedy wrócił do Polski, otworzył zakład produkujący sery, w tym słynną włoską mozzarellę. Zachęcony sukcesem wytwórni, zapragnął otworzyć restaurację. Gdy znalazł odpowiednie miejsce, wybór był prosty – otworzył włoską pizzerię, gdzie kawałki sprzedaje się na wagę. Według Grzegorza jest to popularna praktyka we Włoszech, a szczególnie w Rzymie. Niestety w Lublinie ani włoska pizza, ani odmienne metody jej podawania, nie podbiły serca mieszkańców. Właściciel, żeby sprostać potrzebom klientów, wzbogacił kartę włoskich dań o makarony i potrawy z szynką parmeńską. Restauracja okazała się być bardziej absorbującym i problematycznym biznesem niż wytwórnia serów, a Grzegorz musi doglądać obu przedsięwzięć. Namówił więc swoją młodszą siostrę, Patrycję, żeby została menadżerem w jego lokalu. Żeby zadbać o restaurację, zapewnił kucharzom szkolenie przez włoskiego kucharza i zatrudnił Włocha do robienia pizzy. Mimo tych wszystkich starań, jego restauracja ma się coraz gorzej. Finansowo przynosi straty, a i z personelem są ciągłe problemy i konflikty, których niedoświadczona Patrycja nie potrafi rozwiązać. W tej sytuacji zdecydowali się wezwać na pomoc Magdę Gessler.
Jadwiga otworzyła swój bar „Niebo w gębie i na talerzu”, żeby uciec przed emeryturą, do której przedwcześnie zmusiła ją sytuacja zdrowotna. Mimo swoich problemów, właścicielka jest osobą energiczną i aktywną. Nie wyobrażała sobie siedzenia w domu, dlatego wpadła na pomysł otwarcia niewielkiego baru z domowym jedzeniem na obrzeżach Pabianic. Jej życiowy partner Johan Paul jest Holendrem, który dla niej przeprowadził się do Polski. Wspólnie z ukochaną zainwestował swoje oszczędności w niewielki bar. Jadwiga sama zaprojektowała wnętrze „Niebo w gębie i na talerzu”, stawiając na kolory, które wprawiają ją w dobry nastrój. W jaskrawej zieleni i pomarańczu są ściany, krzesła i stoliki, a także fototapeta i dodatki. W menu potrawy znane w każdym polskim domu, czyli schabowy, filet z piersi kurczaka w różnych wersjach oraz oczywiście rosół. Są także flaczki, ale w specjalnej wersji: z kurzych żołądków, które Jadwiga specjalnie wymyśliła dla Paul’a (jej partner tradycyjnych flaków nigdy nie jadł). Chociaż Jadwiga w prowadzenie baru angażuje się bez reszty, lokal nie cieszy się powodzeniem. Niewielkie utargi ledwo pozwalają na pokrycie rachunków za prąd, a co dopiero mówić o oczekiwanych zyskach. Pogarszająca się sytuacja finansowanie powoduje stres, co nie tylko wpływa źle na zdrowie właścicielki „Nieba w gębie i na talerzu”, ale także na coraz bardziej napięte relacje z ukochanym Paulem.
Brańsk to niewielkie miasteczko położone na Podlasiu, które słynie nie tylko z urokliwych zakątków przyrody i zachowanych fragmentów dawnej puszczy, ale także z kuchni regionalnej, której specjalnością są potrawy z ziemniaka, takie jak kartacze, baby i kiszki ziemniaczane. To właśnie tu Dorota otworzyła swoją restaurację o nazwie „Quatro”. Chociaż właścicielka włożyła mnóstwo pracy i serca w schludny, beżowo-biały wystrój lokalu, to gdyby nie tragiczne wydarzenie w jej życiu, zapewne nigdy nie musiałaby myśleć o samodzielnym biznesie. Niestety, kiedy jej ukochany mąż zgiął w wypadku samochodowym, Dorota musiała zacząć utrzymywać siebie i dzieci. Jednak prowadzenie restauracji w niewielkiej miejscowości na wschodzie Polski, wcale nie jest łatwym biznesem. Na co dzień prawie nie obsługuje gości, a podreperowaniem budżetu są tzw. imprezy okolicznościowe. Dorocie w restauracji pomaga córka i młode pracownice. Dziewczyny zgodnie twierdzą, że właścicielka jest wymagającą, ale dobrą szefową. Z jakiś powodów nikt nie potrafi docenić serwowanych tu dań, chociaż załoga wykorzystuje tradycyjne przepisy i lokalne produkty. Ciągłe problemy i walka o przetrwanie nie pozwalają Dorocie zapomnieć o stracie, jaką była niespodziewana śmierć jej męża, który był dla niej niezawodnym oparciem i miłością życia.
Kołobrzeska „Figa z makiem” nazwę nosi nader trafną…
Na jednym z osiedli w niewielkim Zgierzu znajduje się maleńkie bistro "No i Fajnie". Właścicielka - Ola, jeszcze chodząc do szkoły, zapewniała koleżankę, że to właśnie w tym miejscu otworzy kawiarnię.
Bar "Krupniok" to niewielki lokal, który prowadzi Marek, jego dobry znajomy i siostra. Właściciel postawił na wyspecjalizowane menu - klienci dostaną tu placki ziemniaczane lub pierogi.
Dla Darka, właściciela restauracji „Sjesta”, gotowanie jest całym życiem. Już jako dziecko eksperymentował w kuchni, by pomóc mamie, która sama wychowywała czwórkę dzieci. Bardzo szybko przekonał się, że w świecie kulinariów odnajduje się całkiem nieźle. I tak osiem lat temu otworzył restaurację z kuchnią międzynarodową. W menu są sycylijskie arancini i devolaile ze szpinakiem, pstrąg i rolady oraz specjalność szefa – zupa serowa. Niestety zarządzanie restauracją nie należy do najprostszych rzeczy, zwłaszcza, gdy nie przynosi ona wystarczających dochodów. Wygląda na to, że sama pasja do wykonywanego zawodu to za mało. Choć „Sjesta” ma swoich stałych bywalców, chwalących dania autorstwa Darka, to właściciel jest bliski bankructwa. Sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna.
"Pracowania dobrych smaków – Rozmaryn" jest owocem pasji do gotowania jej właściciela. Paweł nie tylko lubi gotować, ale także - podróżować. Liczne wyprawy do Włoch, a także jego zawód, czyli technolog piekarnictwa, sprawiły, że nie mógł on długo czekać z decyzją o otwarciu własnego lokalu. Marzył on o pysznej włoskiej kuchni w centrum Szczecina z niezwykłym klimatem i piekarnią. Niestety jego fantazje prędzej, czy później musiały zdarzyć się z rzeczywistością. Co zawiodło? Czy to industrialny styl restauracji zaprojektowany przez architekta, tak dalece odbiegający od skojarzeń z ciepłem krajów śródziemnomorskich, odstrasza gości? Czy może mało trafnym pomysłem okazało się zatrudnienie młodego personelu, który - choć nie ma dużego doświadczenia w zawodzie - to świetnie dogaduje się z szefem? Z jakimi jeszcze problemami musi się mierzyć Paweł? Czy Magda Gessler znajdzie przyczynę kłopotów „Pracowni dobrych smaków”?
Brenna to niewielka, chętnie odwiedzana przez turystów, miejscowość w Beskidzie Śląskim.
Alladin's miał być jedną z ulubionych restauracji mieszkańców Wrocławia. W samym sercu miasta, tuż przy Rynku, miał zachęcać orientalnymi zapachami dobiegającymi z kuchni.
Dawno, dawno temu w podszczecińskim Starym Czarnowie para zakochanych chodziła na randki do kultowej restauracji „Czarny Bawół”.
Barman z Białegostoku, Piotr marzył o własnej restauracji.
Na Warszawskich Bielanach na tyłach budynku Urzędu Gminy, mieści się restauracja „Karuzela smaku”. Restauracja położona w samym sercu Bielan, uznawanych za bardzo atrakcyjną dzielnicę stolicy powinna być skazana na sukces.
Właścicielka greckiej restauracji „Zorba” w Tychach, Krystyna „odziedziczyła” ją po mężu.
Przed dwoma laty, przy ruchliwej ulicy w niewielkiej Trzebini pan Roman otworzył naleśnikarnię. Pomimo początkowego zachwytu, z czasem w lokalu przestali pojawiać się Klienci.
Alina Szafran, zanim została właścicielką niewielkiej restauracji, pracowała jako kelnerka i barmanka w dyskotece w Kwidzynie. Gdy dostrzegła szansę na przejęcie lokalu na terenie dawnych koszar, nie przepuściła okazji.
W centrum Torunia, w pobliżu Starego Miasta mieści się niewielki bar „Masala Twist” z kuchnią indyjską i tajską. Właścicielami są rodowici Nepalczycy.
W niewielkiej Słupi pod Bralinem, tuż przy dawnej trasie Warszawa – Wrocław mieści się restauracja "Hacjenda".
W pobliżu przystani promowej w Świnoujściu Ewa i Krzysztof otworzyli swoją pierwszą restaurację „Taste”.
Ewa i Michał poznali się pracując na stołówce wielkiej elektrowni w Rybniku. Kiedy podjęli decyzję o wspólnym życiu, zapragnęli też otworzyć własną restaurację.
W warszawskim Miasteczku Wilanów mieści się gruzińska restauracja „Mada”. Jej właścicielami są Vasil z żoną Martą. Choć mężczyzna początkowo pracował jako aktor, zbyt małe zarobki zmusiły go do wyjazdu do Polski.
Przy drodze krajowej z Legnicy do Wrocławia, w niewielkich Kawicach znajduje się restauracja "Paradiso".
Właścicielka "Zapiecka - Anna - spędziła kilka lat we Włoszech, pracując jako kelnerka.
Agnieszka od 5 lat prowadzi swoją restaurację w Konstantynie Łódzkim. Lokal znajduje się w podwórzu dlatego postanowiła go nazwać "Zakątek smaku".
Zanim Asia została właścicielką „Pierogarni”, przez 3 lata z sukcesem prowadziła własne bistro. Przejęcie kolejnego lokalu wiązało się ze złym stanem zdrowia właścicieli, którzy nie byli w stanie dalej utrzymać restauracji.
Adrian od 13 lat pracował jako kucharz w warszawskich restauracjach i to właśnie w jednej z nich poznał Kasię - swoją życiową partnerkę. Razem postanowili otworzyć własny bar, w którym będą serwować dania z owoców morza.
Waldek początkowo pracował przez lata w różnych restauracjach na zmywaku. W końcu zaczął marzyć o własnym, choćby niedużym lokalu. Skromny budżet mężczyzny i ogromna pasja zrodziły pomysł na bar z pierogami.
Krzysztof, kucharz z zamiłowania i wykształcenia, po prawie 16 latach pracy w gastronomii, zapragnął zostać właścicielem własnej restauracji.
Kilka lat temu dwójka dobrych przyjaciół otworzyła restaurację w Gdańsku na terenie zrewitalizowanych koszar.
Marta wspierana przez męża Sebastiana prowadzi restaurację „Złota kura” w Elblągu już od kilku lat. Miejsce z blisko 27-letnią historią stworzyła jej teściowa, Dorota.
20 kilometrów od Białegostoku leżą Łapy, miasto zbudowane przy stacji dawnej kolei warszawsko-petersburskiej. Działa tu bar o angielskojęzycznej nazwie Chicken Flow. Prowadzi go Katarzyna, która gastronomią zajmuje się od sześciu lat. Najpierw otworzyła bar z kebabami, potem domowe obiady, a dziewięć miesięcy temu postawiła na kurczaka w amerykańskiej panierce. Zresztą zmiana to żywioł Kasi! Skończyła szkołę krawiecką i studia teologiczne, by potem stać się kierowcą miejskiej komunikacji i z anielską cierpliwością wozić ludzi autobusami. Ostatecznie jednak miłość do gotowania zwyciężyła. W barze właścicielce pomaga mama Halina, siostra Justyna i mąż Krzysztof. Niestety, rodzinny interes nie idzie dobrze. Choć Kasia kocha gotować dla innych, w tej chwili to dla niej kosztowne hobby. Czy Magda Gessler sprawi, że rodzinny bar w Łapach „spadnie na cztery łapy”?
Starogard Gdański to jedna ze stolic malowniczego Kociewia. Tuż za granicami miasta leży z kolei wieś Janowo, a w niej przy ruchliwej drodze swoje podwoje otwiera restauracja Gold. Przybytek prowadzą od roku Małgorzata i Waldemar. Młode małżeństwo taki prezent dostało od ojca mężczyzny, ale daleko im do złotego biznesu. To ogromny lokal i jego utrzymanie pochłania wielkie pieniądze. Właściciele nie mają niestety bladego pojęcia o prowadzeniu restauracji, bo z gastronomią nigdy nie mieli do czynienia. Ostatecznie co miesiąc dopłacają do nierentownego lokalu spore sumy, zaciągając kredyt za kredytem. Goście pojawiają się jedynie w weekend z okazji okolicznościowych imprez. W tygodniu zdarza się, że personel przez jedenaście godzin obsłuży zaledwie dwie osoby. Jakby tego było mało, w samej kuchni jest bardzo gorąco i to bynajmniej nie z powodu gotowania, a z uwagi na konflikt między dwiema kucharkami. Czy dzięki Magdzie Gessler nastanie tu złota era?
Szwajcaria Żerkowska to jeden z malowniczych regionów Wielkopolski. W samym Żerkowie mieszka blisko dwa tysiące mieszkańców. I właśnie tu, w stuletniej kamienicy Małgosia i Przemek od ośmiu lat prowadzą swoją restaurację o dość pospolitej, choć wiele mówiącej nazwie Pizzeria Familijna. Przemek zajmuje się zarządzaniem i zaopatrzeniem, a jego żona księgowością. Z gastronomią mieli wcześniej tyle wspólnego, że oboje… lubią dobrze zjeść! I właśnie kierując się wyłącznie swoim smakiem, szef ustalił restauracyjne menu, w którym znaleźć można głównie pizzę, kebaby, a także gotowe i zamrożone zapiekanki. Są też jednak domowe obiady, ale przygotowywane z najtańszych i nie najlepszych produktów. Niestety pokaźna karta nie przyciąga klientów. Jakie zmiany zaproponuje tu poproszona przez właścicieli o pomoc Magda Gessler? Rewolucję czas zacząć!
Częstochowa to ponad dwustutysięczne miasto, którego codzienność toczy się w cieniu Jasnej Góry. Nie tylko latem odwiedzają ją tysiące turystów i pielgrzymów, dlatego konkurencja w gastronomii jest tu naprawdę spora. Przy uliczce sąsiadującej ze słynnym klasztorem, gdzie aż roi się od lokali gastronomicznych, powstał szatański pomysł na otwarcie restauracji Diavolo. Od ponad roku prowadzą ją dwaj przyjaciele Piotr i Przemek. Piotr wcześniej pracował przez wiele lat w banku, ale Przemek z powodzeniem prowadził pizzerię. Razem uwierzyli więc we wspólną restaurację. Niestety wiara nie pomogła. W Diavolo diabeł zakręcił ogonem, bo klienci omijają lokal szerokim łukiem, wybierając ofertę konkurencji. W karcie znajdziemy dania kuchni włoskiej, meksykańskiej, ukraińskiej i polskiej. Czy Magda Gessler nada restauracji przemyślany kierunek?
Ekipa odwiedza niewielką wieś Przędzel leżącą w północnej części Podkarpacia, nad rzeką San, przy trasie z Leżajska do Stalowej Woli. Maciej prowadzi swój zajazd Dwa Koguty zaraz przy zjeździe z ruchliwej drogi. Obecnie zajazd znajduje się na granicy rentowności. Maciej zamierza przyjąć uwagi Magdy Gessler, ale tylko, jeśli będzie się z nimi zgadzał.
Po ponad czternastu latach kulinarnych podróży po Polsce, Magda Gessler nadal udowadnia, że nie boi się nowych wyzwań, odkrywając ciemne strony gastronomii.
W mieście tak dużym jak Warszawa istnieje wiele sposobów na karmienie mieszkańców i turystów. Przyjaciele Paweł i Radek rozpoczęli swoją gastronomiczną przygodę od sprzedaży pizzy z foodtrucka. Po sukcesie postanowili otworzyć niewielką restaurację na Woli, wyposażoną w duży piec opalany drewnem, charakterystyczny dla dobrej pizzerii. Nazwali ją Piccownia, tak samo jak foodtrucka, aby podkreślić, że to ta sama oferta i właściciele. Niestety, lokal nie cieszył się taką popularnością, jakby przyjaciele sobie tego życzyli. Mimo wielkiej wiedzy o pizzy, jedynym ratunkiem okazuje się dla nich Magda Gessler.
Toruń, miasto słynące ze swojej gotyckiej architektury, jest również miejscem działania, znajdującego się niedaleko kampusu uniwersyteckiego, sportowego lotniska o kodzie EPTO. To właśnie tam pochodząca z Ukrainy Albina prowadzi restaurację o tej samej nazwie. Kobieta przyjechała do Polski kilka lat temu z zamiarem zarobienia pieniędzy na remont domu, jednak po wybuchu wojny nie może do niego wrócić, gdyż leży on na terytorium okupowanym przez Rosję. Obecnie jej celem jest zarobienie na dom w Polsce, aby móc zamieszkać w nim z matką, córką i partnerem Adrianem. Mężczyzna z Mołdawii pracuje razem z nią w restauracji. Niestety, lokal boryka się z problemami finansowymi, które uniemożliwiają realizację marzeń właścicielki. Magda Gessler ze swoim doświadczonym okiem i podniebieniem szybko rozpoznaje trudności EPTO. Okazuje się, że ich rozwiązanie jest niezwykle proste.
W Katowicach, w dzielnicy Stara Ligota, znajduje się restauracja Meltini prowadzona przez Arka i Igora, który przeprowadził się do Polski z Ukrainy dziesięć lat temu. Mimo spełnienia marzeń o prowadzeniu własnego lokalu, trudna rzeczywistość lokalnej gastronomii sprawia, że biznes nie rozwija się tak, jakby chcieli właściciele. Menu składa się głównie z pizzy, past i pierogów, które się nie sprzedają, a sama restauracja ma niewielu gości. Pustka w lokalu frustruje Arka i Igora, którzy nie przewidzieli takiego obrotu spraw. Ukrainiec chce wprowadzić zmiany w menu, ale Arek obawia się ryzyka i dodatkowych kosztów. Sytuacja nie poprawia się, a biznes nie przynosi oczekiwanych zysków, co wpływa negatywnie na relacje między wspólnikami. Magda Gessler spróbuje jednak zainspirować polsko-ukraiński duet do zmian i zachęcić go do walki o sukces.
W ponad sześciuset tysięcznej Łodzi od ponad dwóch dekad działa pizzeria Antonio, którą od początku prowadzi Beata. Jak się okazuje ten Antonio Włocha tylko udaje... Czasy się zmieniają, Polacy o pizzy wiedzą coraz więcej, a tu wszystko wygląda i smakuje jak dwadzieścia lat temu. Problem w tym, że Beata, która ostatnio dużo przeszła straciła zapał i motywację do jakichkolwiek zmian. I nie ma nawet na nie pomysłu. Jedynym ratunkiem dla (Beaty i) Antonia, który ma przecież długą tradycję może być Magda Gessler.
W Krakowie na Magdę Gessler czeka zadanie jakiego jeszcze nie miała! Wszystko za sprawą Natalii, która poprosiła znaną restauratorkę o pomoc w prowadzeniu swojego… food trucka! Via Piada, bo tak się nazywa food truck Natalii, to tak naprawdę przyczepa gastronomiczna, do której przynależy maleńki ogródek. Natalia prowadzi biznes od roku i tak naprawdę nie wie, co robi źle. Jest pewna, że jej piadiny, czyli rodzaj calzone z ciasta podpłomykowego, są pyszne. Ale czy tego samego zdania będzie Magda Gessler? Jaka będzie jej diagnoza i recepta na sukces pierwszego w historii „Kuchennych rewolucji” food trucka? Ta recepta zresztą bardzo nie spodoba się Natalii, według której wdrożenie rewolucyjnego planu Magdy Gessler sprawi, że będzie… śmierdzieć!
Jak długo można czekać na spełnienie swoich marzeń? Ewelina czekała bardzo długo. Bo najpierw nie było za co, potem nie było jak, a potem… wreszcie nadeszła ta chwila, ale… rzeczywistość okazała się mniej piękna i kolorowa niż marzenia. Karczma nie nazywa się Rzym tylko „Kujawska”, a z pomocą ruszyć musiał nie Mistrz Twardowski, ale „rewolucyjna ochmistrzyni” - Magda Gessler. Tym razem droga wiodła do Włocławka, historycznej stolicy Kujaw i jednego z najstarszych miast w Polsce. Choć lokal nie „zatrzymał się” w wiekach średnich, ale w PRL-u już tak. Co ciekawe prowadzą go na co dzień mieszkańcy Londynu.
W Zielonej Górze - w położonej prawie na przedmieściach dzielnicy, restaurację Kuchnia Na Górce prowadzi Ewa. W kuchni ważnymi współpracownikami Ewy są: jej mama i kucharz – samouk Dawid. Przepis na sukces miał być prosty. Dania kuchni polskiej przyciągać miały licznych gości. Niestety w położonym z dala od centrum lokalu frekwencja nie zadawala 28 -etniej właścicielki. Niezadowolona jest też mama Ewy, która nie ma dobrego zdania o umiejętnościach szefa kuchni… Ewa uważa jednak, że Dawid to kucharz z potencjałem i nie zamierza nic zmieniać w składzie osobowym kuchni. W Kuchni na Górce nowych pomysłów brak, entuzjazm załogi prawie wygasł a brak pieniędzy sprawił, że Ewy nie stać choćby na nowy szyld. Czy Magda Gessler rozwiąże kryzys personalny i wprowadzi nowe porządki?
Podkowa Leśna leży niespełna 30 km od centrum Warszawy. Jest to niezwykle spokojne, wręcz senne miasteczko. W zabytkowym pałacyku należącym do miejscowego centrum kultury gruzińską restaurację prowadzi Marta. „Suliko”, bo tak się nazywa lokal, znaczy duszyczka. Marta otworzyła go 7 lat temu wraz z mężem. Dziś, będąc w trakcie rozwodu, restaurację prowadzi już sama. Pomaga jej gruzińskie małżeństwo: Nato, która jest szefową kuchni i jej mąż, kucharz Rezo. Marta nie ma z nimi większych problemów poza momentami, gdy musi im powiedzieć, że muszą poczekać na wypłatę. Gruzini rzucają wtedy fartuchami i mówią, że odchodzą… A Marta nie potrafi gotować. Co więcej przyznaje, że nawet… nie lubi swojej restauracji! Biorąc pod uwagę jej kilkudziesięciotysięczne długi, sytuacja jest naprawdę trudna. Rozwiązanie, które jednak znajdzie Magda Gessler w sumie jest bardzo proste!
W niewielkim Rawiczu założonym w XVII w. chcieliby rodaków karmić dobrze i do syta! W tym wielkopolskim miasteczku chwilę spaceru od rynku lokal o nazwie Głodny Polak prowadzą Marzena i Hubert. A wszystko zaczęło się od miłości, wielkiej miłości, jednak to nie wystarcza by odnieść sukces na polu finansowym. Niesprawiedliwe osądy i plotki związane z różnicą wieku między partnerami potrafią zepsuć nie tylko smak życia, ale i biznes. W Głodnym Polaku nie ma gości a właściciele ledwie wiążą koniec z końcem. Problemy w restauracji to dla Magdy Gessler bułka z masłem, lecz czy poradzi sobie z tymi w Rawiczu?