Robert, z wykształcenia psycholog i ekonomista, zajmował się prowadzeniem szkoleń psycho-edukacyjnych. Swoje doświadczenie zawodowe postanowił wykorzystać we własnej restauracji o zabawnej nazwie „Boczek i spółka”. Jak sam twierdzi zależało mu na spójnej koncepcji, dlatego w restauracji „Boczek i spółka”, gości wita rysunek zabawnej świnki, w lawendowym wnętrzu nawiązującym podobno do stylu Magdy Gessler (!) specjalnością zakładu jest… pizza. W dodatku pizza nie byle jaka, ponieważ w karcie reklamowana jest jako danie dietetyczne! W ramach spójności koncepcji każde z dań ma rymowaną nazwę np.: jest pizza „Ildefonsa co z gyrosem pląsa” albo makaron „Boczek świruje, świderki serwuje”, a ściany zdobią cytaty z samej Magdy Gessler. Niestety w tak przemyślanej starannie koncepcji restauracji Robert zagubił gdzieś najważniejszy element – brakuje gości, którzy pojawiają się tu nieczęsto. W dodatku pracownicy Roberta też zaczynają tracić, ku rozpaczy szefa, spójność zespołu. Wobec braku gości, którymi mogliby się zająć, zajmują się kłótniami między sobą. Szefowa kuchni nie znosi pizzermana, a pizzerman bardzo lubi kelnerkę, którą doprowadza do wściekłości. Bezradny właściciel - psycholog sam przyznaje, że „nie ma zespołu tylko grupę ludzi” i potrzebuje samej Magdy Gessler, która będzie mogła ocenić, czy z tymi ludźmi można stworzyć restaurację. Pytanie jednak brzmi: jak Magda Gessler oceni właściciela jako szefa? I czy przy takim szefie, który ma podręcznikową teorię na każdy problem pojawiający się w jego restauracji, słynna restauratorka zdoła stworzyć sprawnie działający zespół i pyszną restaurację?